Często zbaczamy z dobrej drogi, by później, po niezwykle mozolnej przeprawie, wreszcie stanąć na rozwidleniu prowadzącym w odpowiednią stronę. Wtedy właśnie wystarczy wybrać. Pozornie łatwa czynność, która mimo wszystko potrafi przynieść wiele cierpienia komuś innemu, osobie zupełnie postronnej. Evelis była jednak pewna, że podjęła właściwą decyzję.
Zacisze małego domku w Camas, płomienie ognia liżące metalowe ściany kominka i rodzinna atmosfera udzielająca się wszystkim podczas kolejnych już świąt Bożego Narodzenia. Blondynka mocno przytuliła się do ramienia narzeczonego, gdy złapał pudełko podane przez jego sześcioletnią córkę. Uśmiechnęła się pod nosem widząc siedzącą naprzeciw Miriam. Od roku były najlepszymi przyjaciółkami. Zwierzały się sobie, wspierały wzajemnie, często rozmawiały przez telefon doprowadzając tym samym własnych partnerów do szału. Starsza Ramos poznała bowiem dobrze wszystkim znanego piłkarza Sevilli, który od jakiegoś czasu wszedł w szeregi tej szalonej spółki. Grzesiek, choć nikt prócz Sergio nie potrafił poprawnie wymówić jego imienia i nazwiska, okazał się idealną partią dla zranionej po stracie Hiszpanki. Niedługo trwał okres oczekiwania na ich związek. Dwa tygodnie i po sprawie. Wszyscy początkowo myśleli, że to nie wypali. Nie będzie podstawą nowej, szczęśliwej rodziny. A tymczasem ponownie siedzieli razem przy stole, czekając, aż dziewczynka rozda rozłożone pod choinką paczki. Stoper z wdzięcznością uśmiechnął się, kiedy pomogła odpakować prezent juniora. Chłopiec pałał energią, a odkąd nauczył się chodzić, trzeba było pilnować go na każdym kroku. Nic, tylko grałby w piłkę.
- Jak się podoba? - spytał Jesé, czule całując policzek blondynki.
- Wspaniałe, tylko... ja nie postarałam się tak bardzo - westchnęła patrząc na maleńką pozytywkę odgrywającą hymn Królewskich. Nigdy nie myślała, że dostanie coś równie wzruszającego.
- Liczy się pamięć.
- Zgodzę się. Jednak mógłbyś przyspieszyć z tym otwieraniem.
Zaśmiał się, płynnym ruchem rozrywając papier. Andaluzyjka wzięła głębszy oddech, wycierając spocone od nadmiaru emocji dłonie w ciemny materiał dopasowanej sukienki. Bała się. Czuła cholerny strach przed reakcją napastnika na przedmiot znajdujący się wewnątrz maleńkiej paczki.
- Za to z pakowaniem przeszłaś samą siebie - zawtórował, siłując się z zaklejonym wieczkiem pudełka.
- Trzeba trzymać w napięciu.
Miała dziwne wrażenie, że dotyczy ono bardziej jej, niż zafascynowanego piłkarza.
Zacisnęła oczy. Z powodów znanych tylko jej nie chciała widzieć miny narzeczonego. On za to zmarszczył brwi wyciągając podłużny przedmiot. Zachłysnął się powietrzem uświadamiając sobie powagę sytuacji. Z jego oczu momentalnie popłynęły łzy. Zacisnął palce na plastiku dając motylom w żołądku możliwość rozwinięcia skrzydeł. To było zdecydowanie zbyt piękne.
- Czy my naprawdę...
- Tak Jesé.
Uśmiechnął się, odkładając test ciążowy z pozytywnym wynikiem. Położył dłoń na zaróżowionym policzku blondynki, po czym delikatnie pocałował jej usta. Wreszcie zasmakował tego prawdziwego szczęścia. Niepohamowanej radości z powodu przyszłego rodzicielstwa. Tym razem z odpowiednią dziewczyną. Kobietą marzeń.
- Tato, coś się stało?
Daniela położyła rękę na ramieniu mężczyzny, niepewnie marszcząc brwi.
- Daj im spokój kochanie. Po prostu doczekałaś się swojej siostrzyczki - westchnęła Miriam, ze śmiechem kręcąc głową.
Stoper prychnął przeczesując palcami ciemne włoski juniora.
- Raczej braciszka.
Dla przyszłych rodziców płeć liczyła się akurat najmniej. Cieszyli się bowiem z możliwości, którą dawało im życie. Z bycia razem. Na zawsze. Bo skrzętnie wierzyli, że po śmierci istnieje jakaś droga. I pokonają ją wspólnie, trzymając się za ręce, z dzieckiem w koszulce Realu Madryt całym sercem dopingującym tatę podczas meczy.
Już nigdy nie będą sami. Wreszcie stali się prawdziwą, pełną radości rodziną.
_______________
Nie wierzę, że to już koniec. Po prostu w to nie wierzę. Pamiętam jak dodawałam prolog przed świętami, bo coś mnie palnęło. Jak zmieniłam bohatera kilka minut po napisaniu pierwszego rozdziału. A teraz dodaję epilog, po którym nie będzie nic więcej. Szkoda, bo polubiłam to opowiadanie. Pierwsze o Realu, pierwsze, w którym mogłam wcisnąć Sergio <3 Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję też za każdy pozostawiony komentarz, ponieważ dał mi on motywację do dalszego pisania. Wiecie pewnie, że skoro to opowiadanie się skończyło, na jego miejsce wejdzie inne... Tak, postanowiłam, że to będzie Aaron :') Zapraszam! Także na inne moje blogi!
Zacisze małego domku w Camas, płomienie ognia liżące metalowe ściany kominka i rodzinna atmosfera udzielająca się wszystkim podczas kolejnych już świąt Bożego Narodzenia. Blondynka mocno przytuliła się do ramienia narzeczonego, gdy złapał pudełko podane przez jego sześcioletnią córkę. Uśmiechnęła się pod nosem widząc siedzącą naprzeciw Miriam. Od roku były najlepszymi przyjaciółkami. Zwierzały się sobie, wspierały wzajemnie, często rozmawiały przez telefon doprowadzając tym samym własnych partnerów do szału. Starsza Ramos poznała bowiem dobrze wszystkim znanego piłkarza Sevilli, który od jakiegoś czasu wszedł w szeregi tej szalonej spółki. Grzesiek, choć nikt prócz Sergio nie potrafił poprawnie wymówić jego imienia i nazwiska, okazał się idealną partią dla zranionej po stracie Hiszpanki. Niedługo trwał okres oczekiwania na ich związek. Dwa tygodnie i po sprawie. Wszyscy początkowo myśleli, że to nie wypali. Nie będzie podstawą nowej, szczęśliwej rodziny. A tymczasem ponownie siedzieli razem przy stole, czekając, aż dziewczynka rozda rozłożone pod choinką paczki. Stoper z wdzięcznością uśmiechnął się, kiedy pomogła odpakować prezent juniora. Chłopiec pałał energią, a odkąd nauczył się chodzić, trzeba było pilnować go na każdym kroku. Nic, tylko grałby w piłkę.
- Jak się podoba? - spytał Jesé, czule całując policzek blondynki.
- Wspaniałe, tylko... ja nie postarałam się tak bardzo - westchnęła patrząc na maleńką pozytywkę odgrywającą hymn Królewskich. Nigdy nie myślała, że dostanie coś równie wzruszającego.
- Liczy się pamięć.
- Zgodzę się. Jednak mógłbyś przyspieszyć z tym otwieraniem.
Zaśmiał się, płynnym ruchem rozrywając papier. Andaluzyjka wzięła głębszy oddech, wycierając spocone od nadmiaru emocji dłonie w ciemny materiał dopasowanej sukienki. Bała się. Czuła cholerny strach przed reakcją napastnika na przedmiot znajdujący się wewnątrz maleńkiej paczki.
- Za to z pakowaniem przeszłaś samą siebie - zawtórował, siłując się z zaklejonym wieczkiem pudełka.
- Trzeba trzymać w napięciu.
Miała dziwne wrażenie, że dotyczy ono bardziej jej, niż zafascynowanego piłkarza.
Zacisnęła oczy. Z powodów znanych tylko jej nie chciała widzieć miny narzeczonego. On za to zmarszczył brwi wyciągając podłużny przedmiot. Zachłysnął się powietrzem uświadamiając sobie powagę sytuacji. Z jego oczu momentalnie popłynęły łzy. Zacisnął palce na plastiku dając motylom w żołądku możliwość rozwinięcia skrzydeł. To było zdecydowanie zbyt piękne.
- Czy my naprawdę...
- Tak Jesé.
Uśmiechnął się, odkładając test ciążowy z pozytywnym wynikiem. Położył dłoń na zaróżowionym policzku blondynki, po czym delikatnie pocałował jej usta. Wreszcie zasmakował tego prawdziwego szczęścia. Niepohamowanej radości z powodu przyszłego rodzicielstwa. Tym razem z odpowiednią dziewczyną. Kobietą marzeń.
- Tato, coś się stało?
Daniela położyła rękę na ramieniu mężczyzny, niepewnie marszcząc brwi.
- Daj im spokój kochanie. Po prostu doczekałaś się swojej siostrzyczki - westchnęła Miriam, ze śmiechem kręcąc głową.
Stoper prychnął przeczesując palcami ciemne włoski juniora.
- Raczej braciszka.
Dla przyszłych rodziców płeć liczyła się akurat najmniej. Cieszyli się bowiem z możliwości, którą dawało im życie. Z bycia razem. Na zawsze. Bo skrzętnie wierzyli, że po śmierci istnieje jakaś droga. I pokonają ją wspólnie, trzymając się za ręce, z dzieckiem w koszulce Realu Madryt całym sercem dopingującym tatę podczas meczy.
Już nigdy nie będą sami. Wreszcie stali się prawdziwą, pełną radości rodziną.
_______________
Nie wierzę, że to już koniec. Po prostu w to nie wierzę. Pamiętam jak dodawałam prolog przed świętami, bo coś mnie palnęło. Jak zmieniłam bohatera kilka minut po napisaniu pierwszego rozdziału. A teraz dodaję epilog, po którym nie będzie nic więcej. Szkoda, bo polubiłam to opowiadanie. Pierwsze o Realu, pierwsze, w którym mogłam wcisnąć Sergio <3 Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję też za każdy pozostawiony komentarz, ponieważ dał mi on motywację do dalszego pisania. Wiecie pewnie, że skoro to opowiadanie się skończyło, na jego miejsce wejdzie inne... Tak, postanowiłam, że to będzie Aaron :') Zapraszam! Także na inne moje blogi!