Ktoś kiedyś powiedział, że miłość przychodzi sama. Wystarczy jedynie pomóc jej zaistnieć. Chyba jest w tym odrobina prawdy.
Zimowe promienie słońca zakryte zostały przez grubą zasłonę leśnych gałęzi, samochód podskakiwał co jakiś czas na wybrzuszeniach, a młoda Ramos zaczynała tracić cierpliwość. Potrafiła zrozumieć naprawdę wiele, ale takiego skrótu, który skrótem wcale się nie okazał, już nie. Zaciskała palce na krawędzi siedzenia w geście ogarniającej ją złości, za oknem widać było jedynie bezlistne drzewa. Zapewnianie o możliwości dostania szału nie ma chyba najmniejszego sensu. W podobnej sytuacji każdy zacząłby świrować.
Wiedziała doskonale, jak przedstawiała się sytuacja rodzinna siedzącego obok mężczyzny. Jego mama umarła dwa lata po narodzinach młodszego dziecka. Zrozpaczony dotkliwą tragedią ojciec oddał pociechy pod skrzydła własnej rodzicielki, a sam uciekł na odludzie, by nikt nie przerywał jego niemalże wiecznej żałoby. Przygnębiające, smutne, niezwykle prawdziwe. Może właśnie dlatego Evelis powstrzymywała jakiekolwiek uwagi na temat wyboru drogi.
Do tego panowała niezwykle sztywna atmosfera. Każde wypowiedziane zdanie było jakby naciągane, bezbarwne, nie wyrażało żadnych emocji. Obie strony chciały pociągnąć rozmowę na właściwe tory, dowiedzieć się, jak teraz będzie wyglądało ich życie. Nikt jednak nie miał odwagi wykonać tak odważnego kroku. Dopiero Jesé, po długiej i niezwykle mozolnej bitwie z myślami odezwał się dość niepewnie.
- Jakie plany po powrocie do Meksyku?
Sprytny podstęp. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem przełykając głośno ślinę. To pytanie lekko zbiło ją z tropu.
- Chcesz, żebym tam wracała?
Piłeczka jakby odbiła się w stronę napastnika. Teraz to on nie wiedział, jakich słów użyć w składaniu następnego zdania. Bo jeśli odpowie, że nie, może jednocześnie zobowiązać ją do czegoś, czego tak naprawdę nie pragnęła. Zostając tutaj, musiałaby zakończyć związek z Javierem. Z kolei wypowiadając naiwne tak, mógł mocno zranić jej uczucia. Nie wspominając już o kłamstwie, którego dopuściłby się w podobnej sytuacji.
- A ty tego chcesz?
Blondynka wzięła głęboki oddech zamykając na chwilę oczy. Zaraz przeniosła wzrok na piłkarza z szybko bijącym sercem. W tamtej chwili ważyły się losy ich domniemanego związku.
- Jedyne, czego tak naprawdę chcę to móc pierwszy raz od dawna zrezygnować z koszulki Sergio podczas Waszych meczy.
Rodríguez zmarszczył brwi w geście zastanowienia.
- Nie rozumiem - odparł zgodnie z prawdą.
- Pragnę stanąć na trybunach w Twojej koszulce, bez głupich tłumaczeń. Po prostu móc to zrobić jako...
Zacięła się pod wpływem jego dotyku na dłoni. Uśmiechnęła się delikatnie krzyżując palce Andaluzyjczyka ze swoimi. Dokładnie tego jej było trzeba.
- Miriam będzie wściekła - zaśmiał się przywołując w pamięci obraz siostry ukochanej.
- Przejmujesz się tym?
To był moment, w którym jej żołądek nagle ścisnął się z zazdrości.
- Ależ skąd! - zaprotestował od razu patrząc prosto w tęczówki młodej Ramos. - Musisz zrozumieć, że na tym świecie są jedynie dwie kobiety, które kocham do szaleństwa. Ty i Daniela.
Blondynka zaczerwieniła się nieznacznie pod wpływem tak unoszącego wyznania.
- Patrz na drogę - rzuciła próbując ukryć rumieńce.
- Wolę twój widok, zresztą tutaj i tak nikt nigdy nie jeździ.
Westchnęła momentalnie przenosząc wzrok na okno. Nie chciała zdradzać Javiera, nienawidziła podobnych sytuacji. Problem leżał jednak w tym, że dłużej mogła nie wytrzymać. Od rzucenia się piłkarzowi na szyję dzieliła ją jedynie krucha siła woli, która w każdej chwili mogła ulec gwałtownemu pogorszeniu. Zganiła się w myślach za przywoływanie obrazów z ich wspólnej nocy w domku na drzewie i przybierając na twarz intensywniejszy czerwony odcień spuściła głowę. Musiała rozstać się z Meksykaninem, innej opcji raczej nie widziała.
Zdziwiona zaczęła wpatrywać się w mijane, niezbyt ciekawe krajobrazy, kiedy samochód momentalnie zwolnił. Szatyn z całej siły dociskał pedał gazu. Nie przynosiło to żadnych rezultatów. Stanęli na środku drogi przerażeni zaistniałą sytuacją. Evelis rozejrzała się natarczywie szukając deski ratunku. Ale czy można znaleźć ją w samym środku lasu?
Jesé za to, po wysileniu się doszedł do rozwiązania sprawy.
- Czy twój brat w ogóle potrafi tankować? - rzucił wściekły uderzając pięścią o kierownicę. - Utknęliśmy!
- Co?! - spanikowana dziewczyna przełknęła głośno ślinę zrozpaczona wizją zostania na noc pośród bezlistnych drzew. - Przecież nie mogło tak po prostu zabraknąć paliwa!
Hiszpan prychnął teatralnie wywracając oczami.
- Lepiej do niego zadzwoń, bo ja niestety numeru tego jaśnie pana nie posiadam.
Zjeżył ją do granic możliwości.
- Sergio nie jest jakimś palantem, więc władco spuść z tonu, dobrze?
Zirytowana wyjęła z kieszeni telefon zabierając się za wpisywanie tak doskonale znanych cyfr. Dopiero po wciśnięciu zielonej słuchawki przywitała ją niemiła niespodzianka. Brak sygnału.
- Niech by to szlag trafił!
Rzuciła telefonem w deskę rozdzielczą. Nie chciała nawet myśleć o zostaniu tutaj. Wysiadła z auta mocno trzaskając drzwiami, po czym żwawym krokiem ruszyła przed siebie. Nie miała chwili do stracenia, jeśli chciała znaleźć jakiś sensowny, nie samotny nocleg przed zachodem słońca. Mruczała pod nosem najróżniejsze bluźnierstwa. W jednej chwili uniesienie prysło niczym bańka mydlana zastąpione szczerym wkurzeniem w kierunku całego świata.
Rodríguez za to momentalnie wyskoczył na piaszczystą drogę doganiając Andaluzyjkę. Nie mógł tak po prostu jej zostawić.
- Gdzie ty idziesz?!
- Nie widać?! Przed siebie! Nie chcesz chyba zamarznąć w tej nędznej, arabskiej Toyocie!
Lustrował jej sylwetkę zdziwionym wzrokiem. Najprawdopodobniej świrowała.
- To nie wina biednego samochodu, że jej właściciel nie rozgryzł jeszcze stacji benzynowych!
- Oczywiście, teraz czepiaj się o wszystko mojego brata! Przecież tak jest najłatwiej!
- Gdyby nie był niczemu winien, nie miałbym się o co czepiać. Nie uważasz?
Odwróciła się napięcie idąc przez chwilę tyłem. Posłała w jego kierunku parę imponujących piorunów sygnalizujących poziom zdenerwowania.
- Zresztą co ty tam wiesz, on zawsze będzie dla Ciebie kurwa święty!
- Po prostu był przy mnie w chwilach, w których to ty powinieneś mnie wspierać - szepnęła najciszej, jak tylko potrafiła. Potrząsnęła głową opanowując napływające do oczu łzy. Nie miała teraz najmniejszego zamiaru wspominać tych okropnych chwil, kiedy to Daniela przychodziła na świat.
Automatycznie otarła policzek, kiedy jedna kropla zaczęła po nim spływać. Zacisnęła dłonie w pięści dodając sobie tym samym odwagi. Trzeba iść przez życie dalej, bez względu na przeciwności losu.
- Zaczekaj - mruknął Jesé łapiąc ramię blondynki. Przyciągnął ją do siebie zmuszając tym samym do patrzenia w ciepłe, czekoladowe tęczówki. Tak bardzo je kochała. Przełknęła słoną wodę opanowując krwotok zranionego serca. Czemu to ją zawsze spotykały takie sytuacje? - Kochanie, proszę Cię. Nie płacz. Nie chciałem powiedzieć...
- Daj już spokój!
Miała zamiar wyrwać się z jego objęć, jednak wyszło wręcz odwrotnie. Chłopak używając niemal całej siły, jaką został obdarzy przycisnął ją do własnego torsu delikatnie gładząc po włosach. Nie mógł pozwolić odejść tak ważnej osobie, nie po raz kolejny.
- Przepraszam - wyszeptał wprost do jej ucha niemal zanosząc się szlochem. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Pod wpływem targających nią emocji, zupełnie nieświadoma własnych czynów, zamknęła mu usta pocałunkiem. Położyła dłoń na jego szyi mocniej wpijając się w te słodkie wargi. Czuła tysiące iskier buchających między nimi, masę radości, spełnienia. Nigdy nie myślała, że tak bardzo pragnęła jego bliskości. Dopiero w tamtej chwili, pełna nadziei na odnowę związku zaczęła marzyć, chciała wreszcie stworzyć normalną rodzinę. Właśnie z tym uroczym Hiszpanem.
Oderwała się od niego po niedługim czasie. Od razu przytuliła się do ciepłego ciała nie wytrzymując napięcia krążącego w atmosferze. Najchętniej spędziłaby w tych ramionach już całą wieczność. Takiej możliwości jednak niestety nie posiadała. Przynajmniej wtedy.
- Czy ty właśnie...?
Ze łzami na policzkach, których nie była w stanie otrzeć pokiwała głową uśmiechając się lekko.
- Wiem, nie powinnam. Ale dłużej już nie mogłam czekać. Chyba bym zwariowała.
Piłkarz zaśmiał się promiennie opierając swoje czoło o jej. Uwielbiał to robić, mógł wtedy bez przeszkód wpatrywać się w tę nieograniczoną głębię czystego błękitu.
- Nieme wyznanie miłości?
Evelis prychnęła z radością. Objęła ramionami jego szyję przybliżając się jeszcze bardziej.
- Kocham Cię - szepnęła prosto w usta chłopaka starając się włożyć w te słowa jak najwięcej szczerej, niezwykle silnej miłości.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedział. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy jej twarz przybrała rozczarowujący wyraz. Zacisnął dłonie na szczupłej talii napawając się zapachem truskawek. Od zawsze używała tych perfum. - Ja Ciebie też skarbie. Od zawsze i na zawsze.
Stała w bladym świetle latarni stąpając z nogi na nogę. Marzła. Mocno zaciskała dłonie okryte rękawiczkami na materiale wewnątrz kieszeni puchowej kurtki. To naprawdę nie było zabawne! A trwało już dobre dwadzieścia minut, ponieważ wielmożny Jesé załatwiał nocleg w oddalonym o kilka kilometrów od ich samochodu, małym domku zamieszkałym przez starszą, zdesperowaną kobietę. Znaleźli go w niemal ostatniej chwili. Tracąc nadzieję wlekli dalej swoje zmasakrowane zarówno psychicznie, jak i fizycznie ciała w niemal nic nie dającym blasku zachodzącego słońca. I chwilę przed kompletną rezygnacją dostrzegli ten niewielki, drewniany budynek.
Blondynka zacisnęła powieki sycząc z zimna. Wyjrzała za róg domu kolejny raz z rzędu. Tym razem na jej twarzy pojawiła się ulga. Ujrzała doskonale znanego mężczyznę niosącego górę koców. Uroczo zmarszczyła czoło podchodząc do niego. Niemal skacząc w celu ogrzania się spojrzała mu w twarz z delikatnym uśmiechem.
- Nie mów, że kazała nam wracać.
Piłkarz prychnął unosząc brwi. Z niewiadomych powodów poczuł się urażony.
- Nie wierzysz w mój urok osobisty?
- Nie bardzo - zaśmiała się zabierając od niego jeden koc. - Ale na mnie działa! - dodała od razu widząc zbolałą minę towarzysza.
- To chciałem usłyszeć - gdyby mógł, pocałowałby ją najmocniej, jak tylko potrafił. Niestety wałówka od gospodyni uniemożliwiła mu wykonanie tej jakże przyjemnej czynności. - Dała nam klucze do stodoły, stajni czy co to tam... W każdym bądź razie. Albo siano, albo samochód.
Ramos westchnęła niepewnie stawiając kilka kroków. Jakby miała jakikolwiek wybór.
- Gdzie ta stodoła?
Innej reakcji, jak szczerego uśmiechu ze strony napastnika raczej spodziewać się nie można.
- W sumie, to tutaj.
Otworzył masywne drzwi wpuszczając przodem dziewczynę. Z szybko bijącym sercem zamknął je, uprzednio zapalając jaskrawe światło. Zmrużył oczy natarczywie szukając drugiej osoby. Uniósł kąciki ust, kiedy zobaczył ją układającą brązowy koc na masowej ilości słomy. Przyglądał się. Nie miał tak wielkiej siły woli, by odwrócić wzrok. Odłożył gruby materiał na bok i najciszej jak tylko potrafił zaczął przesuwać się w kierunku ukochanej. Ukucnął obejmując ją ramionami. Gest ten został skwitowany cichym westchnieniem ukazującym nieskończoną radość.
- Myślisz, że będzie dobrze? - spytała wskazując prowizoryczne posłanie.
- Idealne.
Pokręciła głową śmiejąc się uroczo.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - odwróciła się kładąc dłonie na karku Andaluzyjczyka. - Zawsze taki byłeś.
Przybliżył się ledwo dotykając jej nosa swoim. Bez zbędnych przeszkód wpatrywał się w błękitne tęczówki czując mrowienie na całym ciele. Niepewnie musnął jej wargi starając się pokazać, jak wiele dla niego znaczy. Nie wiedział, czy mu się udało. Musiał się o tym przekonać.
- I może kiedyś się dowiem, co zrobić, by to powróciło. Obserwować Cię, kierować Cię przez najciemniejsze z Twoich dni - szeptał łamiącym się od nadmiaru emocji głosem.
Evelis patrzyła na niego ze łzami wzruszenia goszczącymi pod powiekami. Nie umiała ich opanować. Może nawet nie chciała. Zawsze myślała, że ich związek to kompletna przeszłość. Teraz uświadomiła sobie, w jak wielkim błędzie szła przez życie.
- Nadal pamiętasz?
Jedynie przyłożył palec do jej ust uśmiechając się nieznacznie.
- Gdyby wielka fala miała spaść, spadłaby na nas wszystkich. Mam nadzieję, że będzie tam ktoś, kto zdoła mnie sprowadzić z powrotem do Ciebie - umieścił dłoń na jej policzku biorąc głęboki oddech. Zamknął na chwilę oczy przypominając sobie sceny z przeszłości. Kiedy siedzieli razem na plaży słuchając tej piosenki. Razem, szczęśliwi, spełnieni. - Teraz wiem, jak mniej więcej moje życie i miłość może nadal trwać. W twoim sercu i twoim umyśle, zostanę z tobą na zawsze.
Otarł wodę spływającą po policzkach Hiszpanki z miłością, jakiej nigdy nikomu nie okazywał. Czuł się dziwnie w podobnej sytuacji, ale jednocześnie nie przypominał sobie momentów dających mu większą radość. Czekał. Nie mógł wykonać ani jednego kroku dalej. To ona powinna go pocałować.
I zrobiła to. Wpiła się w wargi szatyna początkowo z delikatnością, która później przeszła w większą brutalność. Wychowanek Sevilli instynktownie odgarnął włosy z jej twarzy uśmiechając się nieznacznie. Szybkie bicie serca w podobnej sytuacji jest raczej normalne. Nie mógł jedynie zrozumieć rosnącego w nim pożądania. Popchnął ją na prowizoryczne posłanie kładąc dłoń w talii. Czekał na reakcję. Gdy pokiwała głową, ponownie zaczął całować jej usta z pasją, jakiej wcześniej nie potrafił doznać. Delektował się bliskością osoby, którą kochał przez niemal całe życie, dotykał jej ramion, gładkich, zaczerwienionych policzków, w końcu pachnących owocowym szamponem włosów. A kiedy poczuł jej ręce wsuwające się pod materiał koszulki momentalnie zamarł. Odsunął się patrząc prosto w błękitne oczy.
- Co ty robisz? - szepnął uspokajając urywany oddech.
Spuściła wzrok rumieniąc się uroczo.
- Nie chcesz tego? - spytała, prowokująco przejeżdżając paznokciami po skórze jego brzucha. Syknął zaciskając zęby. Wiedział, że jak tak dalej pójdzie, podnieci się stosunkowo za bardzo i nie będzie w stanie z tego zrezygnować.
- Masz Javiera, nie powinniśmy...
Położyła palec na jego ustach tak jak on kilka minut temu. Nie chciała słuchać żadnych wymówek.
- Ten warunek powinien powstrzymywać mnie, a niestety tego nie robi - westchnęła podwijając ubranie napastnika pod same ramiona. Bez przeszkód mogła gładzić mięśnie jego torsu, napawać się ciepłem rozgrzanej skóry. - Powiedz tylko, czy chcesz. Jeśli nie, zrozumiem.
Uśmiechnął się ukazując w policzkach urocze dołeczki. Przybliżył się najmocniej, jak tylko mógł jednocześnie zsuwając z nóg buty.
- Jak mógłbym tego nie chcieć? - wymruczał prosto w jej wargi, które zaraz zginęły pod ciężarem jego ust.
Pozbył się górnej części garderoby stosunkowo szybko, postępując tak samo z towarzyszką. Okrążyła go nogami w pasie płynnym ruchem przekręcając na plecy. Z początku chciała być nad nim, później liczyła na szczęśliwy rozwój wypadków. Całując go odpięła rozporek męskich jeansów zaraz rzucając je za siebie. Uśmiechnęła się chytrze wplatając palce w jego włosy. Dokładnie tego jej było trzeba, prawdziwego kochania się, a nie stosunku bez szczerego uczucia.
Rodríguez za to zebrał w sobie całą odwagę rozbierając blondynkę do samej bielizny. Pozbył się też jasnego stanika i zadowolony przerzucił ich na stare miejsca. Zszedł ustami niżej, obsypując pocałunkami jej szyję, obojczyki, wreszcie pięknie prezentujący się dekolt. Dłonią sięgnął koronkowy materiał majtek wsuwając pod nie jeden palec. Jęknęła zdziwiona, gdy brutalnie je z niej ściągnął. Mocno przycisnął ciało młodej Ramos do koca napierając na nie z całą siłą. Położył ręce równolegle z jej barkami i opuścił się na nich powoli czekając na pozwolenie. Kiedy uśmiechnęła się zachęcająco, już wiedział, że nie ma odwrotu. Wszedł w nią wypełniając całą dotychczas dzielącą ich barierę. Z szybko walącym sercem musnął malinowe wargi przełykając głośno ślinę. Zaczął się poruszać, z początku niepewnie, jakby był kompletnie niedoświadczonym chłystkiem. Dopiero po wypchnięciu bioder przez dziewczynę nabrał odwagi dającą nieograniczoną swobodę w poczynaniach.
- Rany, Evelis... - wyszeptał patrząc prosto w jasne tęczówki. Wykonywał powolne, zmysłowe pchnięcia, rozkoszując się każdą falą ciepła przechodzącą przez ich rozpalone ciała.
Starał się być delikatny, próbował dopracowywać każdy szczegół, co w takich sytuacjach nie działa na plus. Ona jednak mimo wszystko docierała do krawędzi szaleństwa, przeżywała rozkoszny stan bliskości człowieka, którego kochała nad życie. Jedynego mężczyzny wartego całego zachodu, kogoś niezwykle seksownego i mocno ją pociągającego. Wygięła plecy w łuk jęcząc. Czuła koniec, a zdecydowanie nie chciała go doświadczać. Westchnęła przeciągle zamykając oczy.
- Kocham Cię Jesé - wyszeptała wplatając palce w ciemne pasma jego włosów. - Najbardziej ze wszystkich.
Uśmiechnął się ukrywając twarz w jej ramionach.
- Dobrze wiesz, że ja Ciebie też.
Raczej nie trzeba pisać o ogarniającym ich w tamtej chwili szczęściu.
_______________
Kurcze, jakoś tak długo mi się pisze takie przesłodzone rozdziały:') Jest przesłodzony, bo jest, ale całe to opowiadanie miało takie być. Więc nie narzekać mi tu proszę ;*
Wyszedł też dłuższy, niż zazwyczaj. Ostatniej sceny miało w ogóle nie być, ale bez niej byłby z kolei trochę krótki, a musiałam jakoś Wam wynagrodzić to obsunięcie. Tak więc macie i się cieszcie! :)
Do zobaczenia pod następnym! I liczę na jakieś opinie ;)
- Czy ty właśnie...?
Ze łzami na policzkach, których nie była w stanie otrzeć pokiwała głową uśmiechając się lekko.
- Wiem, nie powinnam. Ale dłużej już nie mogłam czekać. Chyba bym zwariowała.
Piłkarz zaśmiał się promiennie opierając swoje czoło o jej. Uwielbiał to robić, mógł wtedy bez przeszkód wpatrywać się w tę nieograniczoną głębię czystego błękitu.
- Nieme wyznanie miłości?
Evelis prychnęła z radością. Objęła ramionami jego szyję przybliżając się jeszcze bardziej.
- Kocham Cię - szepnęła prosto w usta chłopaka starając się włożyć w te słowa jak najwięcej szczerej, niezwykle silnej miłości.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedział. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy jej twarz przybrała rozczarowujący wyraz. Zacisnął dłonie na szczupłej talii napawając się zapachem truskawek. Od zawsze używała tych perfum. - Ja Ciebie też skarbie. Od zawsze i na zawsze.
***
Stała w bladym świetle latarni stąpając z nogi na nogę. Marzła. Mocno zaciskała dłonie okryte rękawiczkami na materiale wewnątrz kieszeni puchowej kurtki. To naprawdę nie było zabawne! A trwało już dobre dwadzieścia minut, ponieważ wielmożny Jesé załatwiał nocleg w oddalonym o kilka kilometrów od ich samochodu, małym domku zamieszkałym przez starszą, zdesperowaną kobietę. Znaleźli go w niemal ostatniej chwili. Tracąc nadzieję wlekli dalej swoje zmasakrowane zarówno psychicznie, jak i fizycznie ciała w niemal nic nie dającym blasku zachodzącego słońca. I chwilę przed kompletną rezygnacją dostrzegli ten niewielki, drewniany budynek.
Blondynka zacisnęła powieki sycząc z zimna. Wyjrzała za róg domu kolejny raz z rzędu. Tym razem na jej twarzy pojawiła się ulga. Ujrzała doskonale znanego mężczyznę niosącego górę koców. Uroczo zmarszczyła czoło podchodząc do niego. Niemal skacząc w celu ogrzania się spojrzała mu w twarz z delikatnym uśmiechem.
- Nie mów, że kazała nam wracać.
Piłkarz prychnął unosząc brwi. Z niewiadomych powodów poczuł się urażony.
- Nie wierzysz w mój urok osobisty?
- Nie bardzo - zaśmiała się zabierając od niego jeden koc. - Ale na mnie działa! - dodała od razu widząc zbolałą minę towarzysza.
- To chciałem usłyszeć - gdyby mógł, pocałowałby ją najmocniej, jak tylko potrafił. Niestety wałówka od gospodyni uniemożliwiła mu wykonanie tej jakże przyjemnej czynności. - Dała nam klucze do stodoły, stajni czy co to tam... W każdym bądź razie. Albo siano, albo samochód.
Ramos westchnęła niepewnie stawiając kilka kroków. Jakby miała jakikolwiek wybór.
- Gdzie ta stodoła?
Innej reakcji, jak szczerego uśmiechu ze strony napastnika raczej spodziewać się nie można.
- W sumie, to tutaj.
Otworzył masywne drzwi wpuszczając przodem dziewczynę. Z szybko bijącym sercem zamknął je, uprzednio zapalając jaskrawe światło. Zmrużył oczy natarczywie szukając drugiej osoby. Uniósł kąciki ust, kiedy zobaczył ją układającą brązowy koc na masowej ilości słomy. Przyglądał się. Nie miał tak wielkiej siły woli, by odwrócić wzrok. Odłożył gruby materiał na bok i najciszej jak tylko potrafił zaczął przesuwać się w kierunku ukochanej. Ukucnął obejmując ją ramionami. Gest ten został skwitowany cichym westchnieniem ukazującym nieskończoną radość.
- Myślisz, że będzie dobrze? - spytała wskazując prowizoryczne posłanie.
- Idealne.
Pokręciła głową śmiejąc się uroczo.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - odwróciła się kładąc dłonie na karku Andaluzyjczyka. - Zawsze taki byłeś.
Przybliżył się ledwo dotykając jej nosa swoim. Bez zbędnych przeszkód wpatrywał się w błękitne tęczówki czując mrowienie na całym ciele. Niepewnie musnął jej wargi starając się pokazać, jak wiele dla niego znaczy. Nie wiedział, czy mu się udało. Musiał się o tym przekonać.
- I może kiedyś się dowiem, co zrobić, by to powróciło. Obserwować Cię, kierować Cię przez najciemniejsze z Twoich dni - szeptał łamiącym się od nadmiaru emocji głosem.
Evelis patrzyła na niego ze łzami wzruszenia goszczącymi pod powiekami. Nie umiała ich opanować. Może nawet nie chciała. Zawsze myślała, że ich związek to kompletna przeszłość. Teraz uświadomiła sobie, w jak wielkim błędzie szła przez życie.
- Nadal pamiętasz?
Jedynie przyłożył palec do jej ust uśmiechając się nieznacznie.
- Gdyby wielka fala miała spaść, spadłaby na nas wszystkich. Mam nadzieję, że będzie tam ktoś, kto zdoła mnie sprowadzić z powrotem do Ciebie - umieścił dłoń na jej policzku biorąc głęboki oddech. Zamknął na chwilę oczy przypominając sobie sceny z przeszłości. Kiedy siedzieli razem na plaży słuchając tej piosenki. Razem, szczęśliwi, spełnieni. - Teraz wiem, jak mniej więcej moje życie i miłość może nadal trwać. W twoim sercu i twoim umyśle, zostanę z tobą na zawsze.
Otarł wodę spływającą po policzkach Hiszpanki z miłością, jakiej nigdy nikomu nie okazywał. Czuł się dziwnie w podobnej sytuacji, ale jednocześnie nie przypominał sobie momentów dających mu większą radość. Czekał. Nie mógł wykonać ani jednego kroku dalej. To ona powinna go pocałować.
I zrobiła to. Wpiła się w wargi szatyna początkowo z delikatnością, która później przeszła w większą brutalność. Wychowanek Sevilli instynktownie odgarnął włosy z jej twarzy uśmiechając się nieznacznie. Szybkie bicie serca w podobnej sytuacji jest raczej normalne. Nie mógł jedynie zrozumieć rosnącego w nim pożądania. Popchnął ją na prowizoryczne posłanie kładąc dłoń w talii. Czekał na reakcję. Gdy pokiwała głową, ponownie zaczął całować jej usta z pasją, jakiej wcześniej nie potrafił doznać. Delektował się bliskością osoby, którą kochał przez niemal całe życie, dotykał jej ramion, gładkich, zaczerwienionych policzków, w końcu pachnących owocowym szamponem włosów. A kiedy poczuł jej ręce wsuwające się pod materiał koszulki momentalnie zamarł. Odsunął się patrząc prosto w błękitne oczy.
- Co ty robisz? - szepnął uspokajając urywany oddech.
Spuściła wzrok rumieniąc się uroczo.
- Nie chcesz tego? - spytała, prowokująco przejeżdżając paznokciami po skórze jego brzucha. Syknął zaciskając zęby. Wiedział, że jak tak dalej pójdzie, podnieci się stosunkowo za bardzo i nie będzie w stanie z tego zrezygnować.
- Masz Javiera, nie powinniśmy...
Położyła palec na jego ustach tak jak on kilka minut temu. Nie chciała słuchać żadnych wymówek.
- Ten warunek powinien powstrzymywać mnie, a niestety tego nie robi - westchnęła podwijając ubranie napastnika pod same ramiona. Bez przeszkód mogła gładzić mięśnie jego torsu, napawać się ciepłem rozgrzanej skóry. - Powiedz tylko, czy chcesz. Jeśli nie, zrozumiem.
Uśmiechnął się ukazując w policzkach urocze dołeczki. Przybliżył się najmocniej, jak tylko mógł jednocześnie zsuwając z nóg buty.
- Jak mógłbym tego nie chcieć? - wymruczał prosto w jej wargi, które zaraz zginęły pod ciężarem jego ust.
Pozbył się górnej części garderoby stosunkowo szybko, postępując tak samo z towarzyszką. Okrążyła go nogami w pasie płynnym ruchem przekręcając na plecy. Z początku chciała być nad nim, później liczyła na szczęśliwy rozwój wypadków. Całując go odpięła rozporek męskich jeansów zaraz rzucając je za siebie. Uśmiechnęła się chytrze wplatając palce w jego włosy. Dokładnie tego jej było trzeba, prawdziwego kochania się, a nie stosunku bez szczerego uczucia.
Rodríguez za to zebrał w sobie całą odwagę rozbierając blondynkę do samej bielizny. Pozbył się też jasnego stanika i zadowolony przerzucił ich na stare miejsca. Zszedł ustami niżej, obsypując pocałunkami jej szyję, obojczyki, wreszcie pięknie prezentujący się dekolt. Dłonią sięgnął koronkowy materiał majtek wsuwając pod nie jeden palec. Jęknęła zdziwiona, gdy brutalnie je z niej ściągnął. Mocno przycisnął ciało młodej Ramos do koca napierając na nie z całą siłą. Położył ręce równolegle z jej barkami i opuścił się na nich powoli czekając na pozwolenie. Kiedy uśmiechnęła się zachęcająco, już wiedział, że nie ma odwrotu. Wszedł w nią wypełniając całą dotychczas dzielącą ich barierę. Z szybko walącym sercem musnął malinowe wargi przełykając głośno ślinę. Zaczął się poruszać, z początku niepewnie, jakby był kompletnie niedoświadczonym chłystkiem. Dopiero po wypchnięciu bioder przez dziewczynę nabrał odwagi dającą nieograniczoną swobodę w poczynaniach.
- Rany, Evelis... - wyszeptał patrząc prosto w jasne tęczówki. Wykonywał powolne, zmysłowe pchnięcia, rozkoszując się każdą falą ciepła przechodzącą przez ich rozpalone ciała.
Starał się być delikatny, próbował dopracowywać każdy szczegół, co w takich sytuacjach nie działa na plus. Ona jednak mimo wszystko docierała do krawędzi szaleństwa, przeżywała rozkoszny stan bliskości człowieka, którego kochała nad życie. Jedynego mężczyzny wartego całego zachodu, kogoś niezwykle seksownego i mocno ją pociągającego. Wygięła plecy w łuk jęcząc. Czuła koniec, a zdecydowanie nie chciała go doświadczać. Westchnęła przeciągle zamykając oczy.
- Kocham Cię Jesé - wyszeptała wplatając palce w ciemne pasma jego włosów. - Najbardziej ze wszystkich.
Uśmiechnął się ukrywając twarz w jej ramionach.
- Dobrze wiesz, że ja Ciebie też.
Raczej nie trzeba pisać o ogarniającym ich w tamtej chwili szczęściu.
_______________
Kurcze, jakoś tak długo mi się pisze takie przesłodzone rozdziały:') Jest przesłodzony, bo jest, ale całe to opowiadanie miało takie być. Więc nie narzekać mi tu proszę ;*
Wyszedł też dłuższy, niż zazwyczaj. Ostatniej sceny miało w ogóle nie być, ale bez niej byłby z kolei trochę krótki, a musiałam jakoś Wam wynagrodzić to obsunięcie. Tak więc macie i się cieszcie! :)
Do zobaczenia pod następnym! I liczę na jakieś opinie ;)
Cudownie tej części mnie powala na kolana, kochana <3 Nie mogę się już doczekać kontynuacji. Sergio Taki Dobry swat, Hehe. Musiał wiedzieć, jak to się skończy ;*
OdpowiedzUsuńNie przesadzajmy z tą cudownością, dobrze? Mimo wszystko bardzo, ale to bardzo dziękuję ;*
UsuńSergio we wszystkim jest dobry, oczywiście :D
Wiedziałam, że to się tak skończy prędzej czy później. Co za rozdział. Czytałam twoje już trzecie opowiadanie totalnie zahipnotyzowana. <3 masz ogromny talent. ;)
OdpowiedzUsuńSerio swat idealnie odnalazł się w swojej roli, urocza Daniela. *,* cudownie po prostu.
Cieszę się, że moje opowiadania naprawdę przypadły Ci do gustu. To naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy, ze pisanie tego wszystkiego nie idzie na marne, że ktoś to w ogóle czyta. Dziękuję bardzo ;*
UsuńAczkolwiek z tym talentem chyba lekko przesadziłaś :')
Po świętach, na sianku... Bardzo, bardzo milusio :D ale właśnie, co z Javierem? Jak ona mu to powie i jak ten zareaguje?!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ;)
Czemu mnie to na sianku tak bardzo rozśmieszyło? xd
UsuńJavier to drugoplanowa sprawa, teraz należy cieszyć się naszym kochanym Jese :')
I padło na stodołę :3 Dobrze wiesz, że rozdział genialny! A jeśli jeszcze to do Ciebie nie dotarło to ja cię przekonam ;*** UWIELBIAM
OdpowiedzUsuńCzekam na następny skarbie! <3
Ten rozdział lubię, więc nie musisz mnie przekonywać. Ale z kolei nie uwielbiam! :')
UsuńDziękuję kochanie ;*
Pfff, ja ci już chyba nie muszę ci powtarzać, jak cię kocham za tego bloga, co nie? <3
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że coś kombinujesz, i się nie pomyliłam (z resztą, jak zawsze)! Ten 'przesłodzony' rozdział wyszedł naprawdę dobrze. Czytałam takich naprawdę dużo. Za każdym razem wychodziła jakaś tania tandeta, po której musiałam kupować krople do oczu, które i tak właściwie były kompletnie do wymiany. Znając życie, to Sergio jest teraz gdzieś tam z siebie bardzo zadowolony. Jeszcze wyjdzie, że specjalnie wcześniej nie zatankował. :3 Tak, jeśli padło na stodołę, to wiadomo, iż nie może się to obejść bez echa. ;)
Nie musisz powtarzać, nie musisz :') Ale mimo wszystko możesz kochana, oj możesz :')
UsuńWiem, jak to jest czytać takie rozdziały, które wydają się być tandetą. No ale każdy ma swój styl. Powiem Ci szczerze, że za każdym razem, kiedy publikuję taki rozdział, modlę się, by nikt nie odniósł takiego wrażenia co do tej pracy. Cieszę się, nawet bardzo mocno, że tak się nie stało.
I dziękuję kochana ;**