poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział VII

Musimy czasem mocno zaryzykować, by stanąć na odpowiedniej drodze prowadzącej do pełni szczęścia. Nasi główni bohaterowie chyba wzięli sobie to stwierdzenie do serca. 
Jasne promienie wschodzącego słońca wpadały do salonu niewielkiego domku rozweselając każdą znajdującą się w nim osobę. Chociaż w tamtej chwili nie musiały tego robić. Para śpiąca na kanapie czuła się niezwykle dobrze we własnym towarzystwie, nic więcej do szczęścia nie było im potrzebne. Jedynie ta druga osoba tak wspaniale pasująca do obranych przez nich ideałów. Obdarzali się wzajemnie niezwykle silnym uczuciem, którego nic nie było w stanie zniszczyć. Ból, cierpienie, tysiące kilometrów i zabójczy czas, żaden z tych czynników nie podziałał na ich miłość skrzętnie czekającą w sercach, by wreszcie pokazać olbrzymią, niekończącą się moc. 
Blondynka uniosła powieki ziewając nieznacznie. Ból w kręgosłupie spowodowany niewygodnym łóżkiem momentalnie łagodziły silne, męskie ramiona. Ogarniających ją wtedy emocji nie da się opisać żadnymi słowami, to trzeba po prostu przeżyć. A by doświadczyć podobnej sytuacji, należy uwierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych. My zwyczajnie zbyt szybko rezygnujemy z marzeń, obranych celów. 
Uśmiechnęła się patrząc na beztrosko śpiącego piłkarza. Wyglądał jak junior, najedzony, wybawiony, zwyczajnie zadowolony z życia. Nic mu nie brakowało. Miał obok dziewczynę, w której niegdyś tak bardzo się zakochał. Leżała w jego objęciach uśmiechając się promiennie. Cała ta sytuacja dawała mu pozytywnego kopa. Nawet wygrana Klubowego Mistrzostwa Świata nie oferowała takiej satysfakcji. 
- Już nie śpisz? - spytał lekko się przeciągając. 
- Tak jakoś wyszło. Wolę na Ciebie popatrzeć - szepnęła tonąc w czekoladowych tęczówkach napastnika Realu Madryt. Dwa tygodnie temu podobna chwila wydawała jej się równie absurdalna co darmowa podróż w kosmos dla każdej chętnej osoby. A teraz bez najmniejszych zahamowań mogła wypuszczać do lotu motyle we własnym brzuchu. 
- To ja powinienem patrzeć na Ciebie - westchnął kładąc dłoń na idealnie gładkim policzku. - Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziały moje oczy. 
Zachichotała wtulając się w niego. 
- Nie słódź tak, bo się roztopię. 
Prychnął przyciskając jej ciało mocniej do własnego torsu. Miał dziwne wrażenie, że gdy ją wypuści zwyczajnie zniknie. Rozpłynie się w powietrzu zostawiając bolesne wspomnienia. Nie miał najmniejszego zamiaru do tego dopuścić. Musiał wierzyć. Już nic nie było w stanie zatrzymać ich w drodze ku wolności, niekończącemu się szczęściu.
Westchnął odgarniając jasne pasmo z jej twarzy. 
- Będzie dobrze, prawda? 
Uśmiechnęła się wdychając bardzo dobrze znany zapach. Tyle lat czekała, by móc kolejny raz utonąć w tych objęciach. Nie mogła kolejny raz popełnić tego samego błędu. 
- Musi być - szepnęła czując wargi Andaluzyjczyka na czole. - Nie widzę innej opcji. 
Dla takich chwil właśnie warto żyć! W głowach każdej ze stron pojawiła się ta myśl, kiedy poczuli niemały już ciężar na własnych ciałach. Potargana Daniela w piżamce z reniferem i grubych, zimowych skarpetkach na nogach wskoczyła na nich z pełnym impetem. Oboje jęknęli pozbywając się sporej dawki powietrza z płuc. 
- Uważaj kocie, bo cioci żebra połamiesz! - zaśmiał się Rodríguez gwałtownie siadając. Przytulił córkę lekko ogarniając niesforną fryzurę. Bez wahania przyznawał, że ta mała istotka zawsze będzie dla niego najważniejsza. Kochał ją nad życie i nigdy nie myślał, iż przypadkowe dziecko może wnieść do czyjejś codzienności tyle radości z miłością w komplecie. 
- Oj tatusiu, pszeplaszam! - zawołała siadając mu na kolanach. - Po plostu się cieszę! 
Para spojrzała na siebie przelotnie z wymownymi minami. Oboje nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać. 
- Co się stało skarbie? 
Uniósł brwi w zabawny sposób. Evelis ledwie powstrzymywała wybuch niekontrolowanego śmiechu. 
- Cieszę się, że ty i ciocia jesteście lazem - powiedziała uroczo marszcząc nosek. - Wujek Selgio mi tak powiedział. Że mam zejść na dół, bo tatuś wleszcie się zakochał! 
Ramos wytrzeszczyła oczy w niezdrowym zdziwieniu. Czy jej brat właśnie zaakceptował tak znienawidzonego faceta w roli jej przyszłego, ewentualnego męża? Albo coś mu odbiło, albo święta naprawdę posiadały niezwykle silną, magiczną moc. Innej opcji być zwyczajnie nie mogło. 
- W takim razie wujek miał rację - zaśmiał się piłkarz gładząc dziewczynkę po włosach. - A teraz leć na górę i ubierz się ciepło! Idziemy lepić bałwana, co ty na to? 
Jej oczy automatycznie przeszyły błyskotliwe iskierki. 
- Taaak! - krzyknęła zrywając się z miejsca. - We tlójkę!
Tyle było ją widać. 
Blondynka westchnęła udając niezadowolenie. 
- Mnie to się o zdanie w takich sprawach nie pyta? 
Jesé położył dłonie na talii Hiszpanki przyciągając ją do siebie. Oparł swoje czoło o jej, by móc bez przeszkód wpatrywać się w błękitne tęczówki działające na niego w niezwykle elektryzujący sposób. 
- Bo nie masz wyboru. Musimy wreszcie spędzić trochę czasu razem. 
Oboje bardzo żałowali, że nie mogli się teraz pocałować. A każda ze stron bardzo mocno tego pragnęła. 

***

Ubrana w ciepłą, puchową kurtkę, grubą czapkę i wełniane rękawiczki stanęła obok białej kulki sporych rozmiarów dokładając do niej kolejną warstwę lepkiego puchu. Spojrzała przelotnie na Rodrígueza obrzucającego śnieżkami uroczą pięciolatkę. Pokręciła głową ze śmiechem wykańczając okazałego białego pana. Tak go nazwała Daniela. Jego zwieńczeniem miał być szalik Realu Madryt, który każdy znany jej gracz zawsze trzymał przy sobie. Sama do końca nie wiedziała, czemu. 
Schyliła się by podnieść małą gałązkę i oberwała mokrą ciapą. Uniosła ręce ku górze nieświadomie napinając wszystkie mięśnie. Zimna woda spływała po jej karku przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze. Wzdrygnęła się odwracając w kierunku ojca z córką. Zmierzyła ich surowym wzrokiem momentalnie schylając po niewielką ilość śniegu. Nim się obejrzeli, napastnik zdziwiony otrzepywał ramię. Teraz już zadowolony nie był. 
- Niezłego masz cela skarbie! - krzyknął z chytrą miną. - Ale ja lepszego!
Nie trzeba chyba opisywać, co się działo później. Rozpętała się prawdziwa wojna. Mała jedynie biegała między nimi śmiejąc się w głos. Wpadła w zaspę i już tam została obserwując walczącą parę. 
Evelis złapała szalik ukochanego przykładając mu do twarzy sporą warstwę zimnej bryły. Zadrżał pod wpływem utraty ciepła stawiając jeden, niepewny krok za dużo. Poślizgnął się ciągnąc za sobą blondynkę. Upadli na ziemię radośni z wspólnie spędzanych chwil. Patrzyli sobie w oczy mocno obejmując własne ciała ramionami. To wystarczyło, by pierwszy lepszy obserwator mógł stwierdzić rodzącą się między nimi chemię. 
- Dajesz tatuś! Całuj! 
Jesé spojrzał na córkę spod przymrużonych powiek niechętnie odwracając wzrok od młodej Ramos. Pokręcił głową uśmiechając się promiennie. 
- Czego Cię uczą w tym przedszkolu? 
Daniela stanęła na czworaka starając się złapać równowagę. Nic z tego. Zaraz runęła na ziemię ciężko wydychając powietrze. 
- To nie z przedszkola. Mama ogląda takie seliale, gdzie ludzie często się całują - odparła pocierając nosek grubą, przemoczoną rękawiczką. 
- A czy nie każde Ci wtedy wychodzić z pokoju? - spytał piłkarz podnosząc się na kolana. Podał dłoń siostrze obrońcy nadal patrząc na własną córkę. 
- Nie! Mogę oglądać takie rzeczy. 
- A ja twierdzę, że nie możesz. 
Dziewczynka spuściła główkę układając usta w charakterystyczną dla siebie podkówkę. 
- Czemu? 
Napastnik westchnął ciężko pomagając blondynce stanąć na nogach. O mało sam nie stracił równowagi. Jak widać ostatnio miał z nią spore kłopoty.
- Bo później każesz mi całować swoją ciocię. 
Podszedł do pięciolatki i bez najmniejszego wysiłku wziął ją na ręce mocno przytulając do torsu. A raczej grubej kurtki, pod którą krył się jeszcze wcale nie cieńszy sweter. Naciągnął czapkę na oczy małej, po czym ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Najwyższa pora kończyć tą zabawę.
- To coś złego? - spytała nieznacznie wymachując nóżkami.
Rodríguez pokręcił głową śmiejąc się serdecznie. Jeśli tak ma wyglądać dalsza część jego życia, idzie na to! Święta w towarzystwie tak ważnych osób, do tego bez kłótni, a raczej z rozejmami mogą wprowadzić człowieka w niemały zachwyt. Każdy pragnąłby zatrzymać czas i żyć owymi wydarzeniami. Byleby nie wracać do szarej codzienności. 
Nikt z rozweselonej trójki nie zauważył pewnego małego faktu. W kuchennym oknie wychodzącym centralnie na niewielkie podwórko stał pewien sławny piłkarz, stoper i wicekapitan najlepszej drużyny świata, która ciągłymi treningami zapracowała sobie na ten tytuł. Uśmiechał się pod nosem widząc siostrę promieniejącą szczęściem na wszystkie strony świata. Doskonale wiedział, jak to jest zaznawać spełnienia w miłości i życzył jej tego niesamowicie mocno. Obiecał sobie pomóc ewentualnemu kandydatowi na męża Evelis, kiedy ta się już zakocha w podbiciu jej serca. Żył oczywiście nadzieją, że uniknie wsparcia kogoś tak znielubionego, ale nie miał wyboru. To ona go dokonała. 
- Wściekły? - spytała Pilar tuląc do piersi siedmiomiesięcznego chłopca. Ramos wziął go na ręce delikatnie poprawiając cienką, niebieską czapeczkę. 
- Wręcz przeciwnie. 
Uniósł kąciki ust jeszcze wyżej, gdy junior złapał jego kciuka w maleńką rączkę. Spojrzał na ojca święcącymi się oczami wydając z siebie kilka niezrozumiałych, aczkolwiek niezwykle uroczych dźwięków.
- To coś nowego - odparła Hiszpanka przytulając się do ramienia swojego chłopaka. - Czyli nie masz zamiaru przeszkadzać im w...
- Ponowię odpowiedź. Wręcz przeciwnie. 
Rubio uniosła brwi w geście zdziwienia. Czegoś podobnego się nie spodziewała.
- To znaczy? 
- Zaraz sama się o tym przekonasz - stwierdził piłkarz oddając jej synka. Złapał z parapetu kluczyki nowej Toyoty wygranej na tegorocznych Klubowych Mistrzostwach Świata, po czym ruszył w kierunku drzwi. 
Kobieta szła niepewnie za Andaluzyjczykiem nie mogąc przewidzieć jego zamiarów. Sergio zawsze był drobiazgowy i doskonale wiedziała, że cokolwiek wymyślił, powinno wypalić w stu procentach. Chyba dlatego ogarnęło ją lekkie przerażenie. 
Obrońca wtargnął do przedpokoju z bijącą pewnością siebie. Pomógł dziewczynce zdjąć kozaki, odwiesił za nią kurtkę i uśmiechem odprowadził do salonu, z którego momentalnie dało się dosłyszeć dźwięk telewizora. Pokręcił głową. Nigdy nie myślał, że dzieci potrafią dać tyle radości. Spojrzał na kolegę z drużyny marszcząc brwi. Czas rozpocząć operację swatka. Rany, jak to dziwnie brzmi w myślach kogoś takiego. 
- Jesé, Eve, mam do was małą prośbę - oboje momentalnie na niego spojrzeli. - Obiecałem mamie pomóc z obiadem, a wiecie, jaka ona jest. Nie odpuści. Pojedziecie po Pascuala, prawda?
Szatyn zaśmiał się delikatnie kręcąc głową.
- Mój tata zapragnął wreszcie wyjść do ludzi?
Blondynka słyszała ogromny ból w jego głosie i momentalnie ścisnęła dłoń wychowanka Sevilli. Chciała mu w ten sposób pokazać, że wcale nie został sam.
- Chce Cię zobaczyć - westchnął Ramos rzucając kluczykami od samochodu. - Weźcie go.
Szybko zawrócił. Nie mógł wdać się w dyskusje, była ona zupełnie niepotrzebna. Po prostu wyszedł trzaskając drzwiami. Zostawił ich samych mając szczerą nadzieję na zadziałanie czynników naturalnych. Inni nazywali to przeznaczeniem, ale Sergio niczego podobnego nie uznawał.
Był niezwykle ciekawy, co z tego wszystkiego wyniknie.
_______________
Taki trochę o niczym, nie sądzicie? Ale mimo wszystko mi się podoba :')
Co do następnego, coś zorganizuję. Niestety skończyły mi się ferie, wolne itp. Do tego nauczyciele nie znają litości, cisną ile wlezie i na wstępie mam masę roboty. Porażka. Jednak spokojnie! Damy radę :')
Wiecie, kto ma dzisiaj urodzinki, prawda? Feliz cumpleaños Lucas!!! <33 Obyś nam przyniósł szczęście w środę!

6 komentarzy:

  1. Jak słodko ^^ I o takim czymś chciałam przeczytać, bo oni są dla siebie stworzeni :) Bardzo chciałabym, by już nic nie zepsuło tej sielanki!
    I nawet bardzo cieszy mnie to, że Sergio się przełamał i sam chce połączyć swoją siostrę i Jese, pomimo tego, że uwielbiałam jego kłótnie z młodym zawodnikiem :D
    Czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stworzeni czy nie... jest jeszcze Javier!! ;>
      Kurcze, kłótnie miały być no i nie ma. Sama nie wiem czemu. Najwidoczniej nie umiem pisać zabawnych tekstów, niestety ;)
      Dziękuję kochana za wszystko! I wiem, że czekasz na kolejny ;*

      Usuń
  2. No nareszcie! :-) Cudowny :-D Mmm... Sergio swat. Maleńka z chęcią mu w tym chyba pomoże. ;-) Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ;* Weny i zapraszam do siebie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, czemu to nareszcie mnie rozśmieszyło? :) Ale miło, miło mi.
      Maleńka w swatkę lubi się bawić, oj lubi. Po wujku to ma, niestety te same geny. Jak ja bym chciała mieć te same geny co taki Sergio Ramos... *.* Uwaga, rozmarzyłam się!
      Dziękuję za wszystko, postaram się wpaść w dalekiej przyszłości niestety (wakacje najprawdopodobniej...) ;*

      Usuń
  3. Och jak słodko! *-* Ja mam nadzieję, że już nic nie zepsuje tej sielanki, prawda kochana? Ale Javier.. niech on mi tu nic nie miesza.
    A Ramosik skradł tu moje serce, aż za bardzo. :3 Sergio swatka. Yay. <3
    Ja się idę delektować moimi feriami i pisać kolejne rozdziały specjalnie dla Ciebie ;**
    Czekam na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy nic nie zepsuje, to sprawa inna, ale możecie na mnie liczyć :') Z całą pewnością wykombinuję coś... no moze nie tyle godnego uwagi, bo pisałyśmy wczoraj na ten temat :'), ale przyzwoitego ;*
      Idź mi z tymi feriami, zazdroszczę Ci ich, ale ty najlepiej o tym wiesz! ;3

      Usuń