czwartek, 5 marca 2015

Rozdział IX

Każdy z nas ma swoje życie. Niekiedy staje się szare, nudne, niezwykle monotonne. Innego dnia jest pełne uśmiechów, zdumień, najróżniejszych barw wypełniających zmęczone dusze. Bo właśnie na tym polega piękno tułaczki zakończonej śmiercią. Nie wszystko jest kolorowe. Bez cierpienia nie umielibyśmy doceniać szczęścia, co mogłoby się skończyć jeszcze większym niezadowoleniem. Tak więc zostaje nam jedynie cierpliwie czekać na moment, w którym jeden drobiazg wywróci naszą codzienność do góry nogami zmieniając ją w pasmo niekończącej się radości.
Słońce ogrzewało południe Hiszpanii od dobrych kilku godzin, kiedy młoda blondynka zaczęła rozciągać zastałe po upojnej nocy mięśnie. Otworzyła oczy ziewając. Na jej twarzy od razu zagościł szczery uśmiech zwiastujący zadowolenie z ostatnich wydarzeń. Nigdy nie myślała, że Jesé będzie w stanie dać jej tyle spełnienia w kilku namiętnych pocałunkach. Jak gdyby pocące się dłonie od nadmiaru pozytywnych emocji nigdy nie zwiastowały miłości goszczącej między tą dwójką. Ona od lat starała się ją ignorować, on miał zamiar pielęgnować po wsze czasy. Już wiadomo, na czyim zdaniu stanęło. Evelis nie mogła się nie zgodzić z ukochanym Ich związek był czymś pięknym, cholernie wspaniałym. Byli niczym para z bajek Disneya, dla nich liczyło się tylko jedno zakończenie. Ze szczęściem w roli głównej. 
Szatyn zasłonił dłonią tęczówki od rażących promieni uprzednio odgarniając zaplątany kosmyk włosów za ucho Andaluzyjki. Jego podekscytowanie związane z dalszą przyszłością sięgało dosłownego szczytu. Nie mógł sobie wyobrazić chwil bez tej drobnej, niezwykle uroczej dziewczyny. Chciał żyć z nią u boku, móc przynosić jej śniadanie do łóżka, całować na powitanie i pożegnanie, gładzić uspokajająco po plecach w cięższych momentach, chwalić się nią na prawo i lewo, obejmować jej talię na różnego rodzaju galach, o których marzył od dawna. Nic więcej się nie liczyło. Tylko to, czy Ramos zechce wrócić z nim do Madrytu. Z niewiadomych powodów był święcie przekonany, że właśnie tak się stanie. 
- Jak się spało? - spytał z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Nie skłamię mówiąc, że bardzo dobrze. 
Przyciągnął ją do siebie delikatnie dotykając gładkiej skóry policzków. Były lekko czerwone i miał szczerą nadzieję, że wcale nie przez panujący na dworze chłód.
- Liczyłem na dodanie czegoś w rodzaju z tobą zawsze skarbie. 
Chciał ją pocałować, ale szybko odwróciła głowę. Skrzyżowała ręce na piersi prychając z oburzeniem. W głębi serca jednak czuła nieskazitelne uniesienie pchające ją daleko na przód, do krainy przepełnionej takimi właśnie scenami. Czego chcieć więcej? 
- Czy ja w ogóle muszę dodawać takie epizody? To chyba oczywiste! 
Zaśmiał się nie mogąc opanować dreszczy w okolicach żołądka. To utwierdzało go jedynie w przekonaniu, że właśnie znajduje się obok przysłowiowej 'tej jedynej'. Nikogo innego nie chciałby widzieć z sobą w podobnej sytuacji. Tylko Evelis miała ten zaszczyt.
- Co nie zmienia faktu, że takie słowa, szczególnie z twoich ust bardzo mnie cieszą. 
- W takim razie ja też chcę je usłyszeć. Ale od Ciebie - westchnęła przybliżając się lekko. 
Musnął jej wargi sięgając dłonią na nagą, szczupłą talię. Miał ochotę dać się ponieść emocjom, kiedy przyłożyła opuszki palców do jego torsu. Wiedział jednak, że nie powinien tego robić. To jak skaranie. Pragniesz jej całym sercem, choć nie powinieneś, bo należy do kogo innego. 
Zamarł uświadamiając sobie powagę tego stwierdzenia. Gwałtownie nabrał powietrza z niemiło ściśniętym gardłem. Brakowało mu oczywiście zamartwiania się o konkurencję w postaci Meksykanina. Może faktycznie podświadomość mówiła o tym, że blondynka odwzajemnia wszystkie jego uczucia. Ale to były jedynie chore wymysły, głupie wrażenie, które w każdej chwili mogło zmienić się w coś wręcz przeciwnego. Nie mógł do tego dopuścić!
- Nigdy z Ciebie nie zrezygnuję - szepnął trzymając w uścisku kruchą dłoń Hiszpanki. - Będę walczył do samego końca. Choćbym miał przejść z Realu do trzecioligowca. 
Zaśmiała się słysząc dziwne porównanie. Rozumiała jednak, jak wiele znaczyłoby dla niego odejście z Królewskiej drużyny. Dlatego niemal wzruszyła się po tej deklaracji. Pociągnęła nosem unosząc kąciki ust jeszcze wyżej. Nie miała nawet pojęcia, że to możliwe. 
- A dwadzieścia cztery godziny temu nie chciałeś mnie nawet pocałować - westchnęła z udawanym smutkiem. - Podobno to kobiety są zmienne. 
Prychnął ze śmiechem przyciągając ją bliżej. Zawsze była pamiętliwa. Często wypominała mu drobiazgi sprzed miesięcy, które on zdążył już dawno wyrzucić z krainy myśli. 
Patrzył w niebieskie tęczówki zalewany falami ciepła. Ona doświadczała dokładnie tego samego. Oboje cieszyli się własną bliskością, możliwością przytulenia drugiej osoby, najzwyklejszego kochania się. Byli własnymi oddechami szczęścia przenoszącymi ich do wyimaginowanego królestwa bez skazy. Nic się z tym nie mogło równać. 
- Tyle, że nie musisz walczyć - powiedziała ocierając swoim nosem o jego. Najchętniej zatrzymałaby czas spędzony w tym niezbyt przyjemnym miejscu, by móc później odtwarzać te wydarzenia jak płytę DVD czy kasetę wideo. W trudnych chwilach przenieść się do tego momentu, na poprawę humoru. Uśmiechnęła się. - Od dawna jestem twoja. 
Rodríguez pokiwał głową ze łzami goszczącymi pod powiekami. Powolnie przetoczył ją na plecy, po czym namiętnie całując zaczął gładzić jej włosy. Całkowicie oddawał się tym czynnościom, jakby to od nich zależała przyszłość ich jeszcze nieistniejącego związku. Działał z delikatnością, ale i niesamowicie ogromną intensywnością. Chciał zwyczajnie pokazać, jak wiele znaczy dla niego ta drobna, pozornie grzeczna dziewczyna. A kochał ją dosłownie nad życie.
- Nie uważasz, że powinniśmy poszukać pomocy? - spytała, nieznacznie się od niego odsuwając. 
- Wolałbym zostać tutaj do końca świata. 
Zaśmiała się uroczo marszcząc nosek. Też tego pragnęła. 
- Po powrocie do Madrytu będę cała twoja. Obiecuję. 
Poruszył zabawnie brwiami wyobrażając sobie ich wspólne mieszkanie. Podobała mu się ta wizja. 
- I to ja rozumiem! Przez pierwszy miesiąc nie prześpisz żadnej nocy - musnął jej usta usatysfakcjonowany reakcją w postaci purpurowych policzków. - Musisz być tego świadoma kochanie. 
- Jasne jasne. A teraz wstajemy! - westchnęła odpychając go. Znalazła się w pozycji siedzącej wzrokiem poszukując własnych ubrań. Na całe szczęście nie były mocno porozrzucane. - Jakoś wolę rodzinny dom od wychłodzonej stodoły. 
Pokręcił głową wzdychając ciężko. Nareszcie wszystko zaczynało iść w dobrym kierunku.

***

Spojrzała przez okno z uśmiechem na ustach. Wreszcie na miejscu! Po godzinie szukania kogoś skłonnego do napełnienia baku niewielkiej Toyoty, czekała ich jeszcze trzydziestokilometrowa droga powrotna. Taki rozwój wypadków niezbyt przypadł do gustu którejkolwiek ze stron. Zziębnięci, zmęczeni, skorzy do walnięcia się na wygodne łóżko. Marzyli jedynie o gorącej czekoladzie, kocu i rozpalonym kominku. Tak niewiele trzeba do osiągnięcia szczytu szczęścia... 
Szybko wysiadła z samochodu trzaskając metalowymi drzwiami. Nigdy więcej nie wsiądzie do tego przeklętego pojazdu! Dokładnie takie postanowienie obrała przed postawieniem nogi na ubitym śniegu. Przeniosła wzrok na podjazd uśmiechając się lekko. Zdziwiony Sergio przytulał Danielę stojąc obok najprawdopodobniej setnego ulepionego przez dziewczynkę w tę zimę bałwana. Pokręciła głową śmiejąc się pod nosem. Już widziała wytłumaczenia, które będzie musiała wcisnąć biednemu bratu. Oby się tylko niczego nie domyślił! 
Ramos odstawił dziewczynkę na ziemię ruchem ręki pokazując, by wróciła do budynku. Najprawdopodobniej nie zauważyła napastnika Los Blancos, bowiem bez marudzenia wykonała polecenie wujka. Stając na palcach zamknęła drzwi wejściowe ostatni raz patrząc na własne dzieło. Bez wątpienia była z tego dumna. 
Obrońca za to przemierzył dystans dzielący go od pary pospiesznym krokiem, po czym otworzył im bramę wjazdową. Obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem marszcząc przy tym czoło. Coś mu tutaj śmierdziało i choć przez ostatnie godziny niemal odchodził od zmysłów pogrążony w zamartwianiu się, teraz wiedział, że nie miał się czego bać. Blondynka była bezpieczna. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Nie uważacie, że to trochę za wczesna pora na powrót do domu? - sarknął wściekły na cały świat. Sam był zdziwiony własną postawą. 
- Oj Sergio, daj spokój - westchnęła Evelis mocno się do niego przytulając. - Zabrakło paliwa.
Piłkarz zaśmiał się ironicznie w duszy delikatnie sobie przyklaskując. Czyli całość zadziałała niemal idealnie. Miał jednak nadzieję, że nie zostaną tam tyle czasu. Naprawdę się bał! 
- Jesé nie umie tankować? 
Miał ochotę się zaśmiać, choć cała ta sytuacja była wyłącznie z jego winy.
- Odezwał się ten, co umie - prychnął szatyn stojący kilka metrów z boku. 
Andaluzyjka odsunęła się od brata teatralnie wywracając oczami. No tak, zaczyna się. 
- Jak widzisz jestem w domu, nie nudziłem się nocą w lesie, więc najprawdopodobniej na brak owej umiejętności nie narzekam. 
- Skąd pewność, że się nudziliśmy? 
Sergio parsknął śmiechem unosząc brwi. W środku gotował się przywołując różne wersje wydarzeń.
- Mam jedynie nadzieję, że nie rozdziewiczyliście mojego biednego autka - mruknął nonszalancko wskazując srebrną karoserię. 
Rodríguez przyjął purpurową barwę zdradzając tym samym całą prawdę. 
- Cholera! Skąd on wie? 
Blondynka miała ochotę efektownie uderzyć się dłonią w czoło. Głupota zawodnika Królewskich w tamtej chwili niemal oszałamiała. 
- Czyli jednak? - Ramos zaśmiał się serdecznie zaciskając pięści. - Na całe szczęście włożyłem do schowka mniejsze prezerwatywy. Moje mogłyby się okazać o kilka rozmiarów za duże.
Hiszpan niemal położył się przed nim na zmarzniętej nawierzchni. Otworzył szeroko usta w geście zdziwienia. Sam już nie wiedział, czy dotyczyło ono niesamowicie zjadliwej uwagi, czy też możliwie prawdziwego faktu przewidzenia przez stopera ich domniemanego stosunku. Rany boskie, czy to wszystko było aż tak cholernie oczywiste?!
- Dosyć! - krzyknęła Evelis ze zjeżonymi włoskami na plecach. Nienawidziła słuchać ich kłótni, nigdy nie umiała stanąć po którejś ze stron, bo każdy był dla niej tak samo ważny. Tyle, że w kompletnie innym znaczeniu tego słowa. - Zachowujecie się jak przedszkolaki.
- Może nimi jesteśmy skarbie? - westchnął Sergio nadal mierząc piorunującym wzrokiem kolegę z drużyny. 
- Mało mnie to obchodzi, ja idę do domu. Jak zamkną się za mną drzwi, możecie drzeć koty - odparła kierując się ku wejściu do budynku. Ze zniesmaczoną miną potrząsnęła głową. Obaj byli niezwykle bezczelni. I możliwe, że właśnie tą bezczelność kochała w nich najbardziej. - Ale bez użycia pięści!
Żaden z nich i tak nie posunąłby się do równie zuchwałego czynu. Nie było się czym martwić. 
Stanęła na pierwszym schodku, gdy drzwi odskoczyły na metalowych zawiasach. Przełknęła głośno ślinę widząc przystojnego, niezwykle seksownego Meksykanina lustrującego ją zbolałymi tęczówkami. Serce w jej piersi zadrgało niebezpiecznie, wystukując rytm marsza żałobnego. Musiała zranić jego uczucia, a im szybciej to zrobi, tym lepiej stanie się dla każdego zgromadzonego w Sevilli członka rodziny. W takich właśnie momentach żałowała, że nie jest zimną suką. I tak naprawdę nigdy nie potrafiła nią być. 
Biorąc parę głębokich oddechów, niepewnie odwróciła głowę. Spojrzała na brata czując uścisk w okolicach żołądka. Tym razem nie był przyjemny. Niemal rozpłakała się z bezsilności, kiedy mężczyzna twardo pokiwał głową. Dawał tym samym znak, że powinna zakończyć tę chorą grę. Bo ciągnąc to w takiej postaci może przysporzyć cierpienia nie tylko sobie, ale i całej trójce, czego desperacko pragnęła uniknąć.
Ponownie przeniosła wzrok na narzeczonego. Jej ręce trzęsły się niemiłosiernie od nadmiaru emocji, co zwiastowało tylko jedno. Nieprzyjemną, strasznie trudną konwersację do odbycia. Jedną z tych, po których albo ryczy się w poduszkę, albo czuje ulgę z powodu rozwiązanego problemu. Musiała przez to przejść, najlepiej z wielką, kobiecą godnością.
- Chyba musimy porozmawiać - wydusiła drżącym głosem. 
Javier uśmiechnął się delikatnie, co wcale nie wyrażało zadowolenia. Raczej powstrzymywało wybuch panicznego smutku. 
- Też tak uważam. 
I żadne nie miało drogi powrotnej ku wcześniejszemu życiu. A wbrew pozorom razem było im naprawdę bardzo dobrze.
_______________
Lubię, oj lubię ten rozdział. Szczególnie drugą połowę. Chciałam wrócić do kłótni między Sergio, a Jese, ale chyba wyszło mi to nie najlepiej. Cóż, w miarę możliwości jestem zadowolona. Chociaż zawsze mogło być lepiej, prawda? :')
Czekam na opinie kochane ;*
 

6 komentarzy:

  1. Dzisiaj wymarzyłam sobie jakąś strzelaninę, a tu tyle słodyczy! :3 Ale i tak jest wspaniale! <3 Myślałam, że rozmowa z Javierem będzie jeszcze dzisiaj, ale jej nie ma i będę musiała poczekać. :<
    Ściskam mocno kochanie ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tą rozmowę sobie oddalałam jak tylko mogłam, no ale już się bardziej nie dało. Nie jestem dobra w pisaniu takich scen, w sumie to ciężko mi się pisze ostatnio niemal wszystko :) Umiem tylko prologi xd Za dużo chęci, za mało czasu. Tak to jest, o! Niestety... ;**
      Również ściskam kochanie ♥

      Usuń
  2. Hej, ja też czekałam na tę rozmowę z Javierem!! Powinni się w końcu rozmówić, dać sobie wolność i po sprawie.
    A co do tekstu Sergio o mniejszych prezerwatywach w schowku.. Nie, już nie mogłam i zaczęłam się śmiać xd
    Jestem też ciekawa jak zareaguje cała rodzinka Ramosów na to, że Eve zostawia Javiera i następuje wielki powrót do Rodrigueza!
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ten tekst miał wywołać właśnie taką reakcję! Wiem, że teraz z takich rzeczy zawsze ma się polewkę :') Nie mniej jednak z niewiadomych powodów jestem z siebie dumna ;3
      Dziękuję bardzo kochania ;*

      Usuń
  3. Sergio To Taki Mój Mały Geniusz Zła :-p Dobrze wiedział, co wyniknie z tej przejażdżki. Już się nie mogę doczekać kontynuacji ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sergio geniuszem zła? Podoba mi się ten pomysł :')
      Kontynuacja przyjdzie z czasem ;*

      Usuń