Strach ogarniający ludzi mających szansę na nowy związek nie jest czymś nie do pokonania. Wystarczy pomyśleć o kilku chwilach szczęścia danych nam po wykonaniu tego niezwykle trudnego kroku. Powiedzieć sobie, że warto. I nie myśleć o trudności podejmowanej właśnie decyzji.
Ciemne chmury pokrywały myśli ślicznej blondynki stojącej ledwie pół kroku od tak dobrze znanego mężczyzny. Wystarczyło podnieść rękę by dotknąć umięśnionego brzucha ukrytego pod idealnie dopasowaną koszulą. Ale nie miała zamiaru tego robić. Z desperacją spojrzała na brata. Wzruszył ramionami uśmiechając się pod nosem. Czy ludzie powariowali?! Sergio pragnący jej pocałunku z Rodríguezem?! Świat stanął na głowie!
Przeniosła wzrok na uśmiechniętą mamę. Tutaj pomocy szukać nie powinna. Z doświadczenia wiedziała, iż Paqui podobnych sytuacji nie odpuszcza. Jemiołę uważa za rzecz świętą, a buziaka pod nią traktuje niczym piłkarze murawę. Bez tego nie ma Bożego Narodzenia!
- Javier? - spytała mierząc błękitnymi oczami ostatnią deskę ratunku.
Meksykanin uniósł kąciki ust ku górze ukazując urocze dołeczki w policzkach.
- To tylko zabawa, nie mam nic przeciwko - odparł przeczesując palcami niezbyt długie, kasztanowe włosy. W rzeczywistości był cholernie zazdrosny, choć nie chciał tego okazywać.
Evelis zacisnęła powieki. Cała drżała pod wpływem przyszłych wydarzeń. Usilnie starała się znaleźć rozwiązanie, które nie nadchodziło. Czyżby nie miała wyboru?
Niewinnie zaczęła wpatrywać się w kakaowe tęczówki Jesé kuszące tryskającą energią. Przyciągały nie tyle pięknem, co tajemniczością. Przełknęła ślinę delikatnie rozchylając wargi. Gdyby tak dłużej przypatrzeć się całej tej sytuacji, można by stwierdzić szczęśliwy rozwój wypadków. W końcu oboje tego pragnęli. On kusił ją nie tylko uwodzicielskim spojrzeniem. W grę wchodziły także ciepłe dłonie spoczywające teraz na jej biodrach, pełne usta powoli przybliżające się do twarzy Andaluzyki, ciemne włosy układające się w lekkie fale idealnie podkreślające głębię jego urody. Ona z kolei podniecała go całokształtem. Charakterem, zakłopotaniem, trzęsącymi się dłońmi, uroczymi rumieńcami w kolorze dorodnych róż pojawiających się na jej policzkach w chwilach silnego wstydu. Czy każde z nich musiało być dla drugiego równie idealne? Byli niczym własne przekleństwa błagające o spełnienie natarczywych zachcianek krążących w otchłani ich myśli. Denerwująca sytuacja.
Napastnik Los Blancos zaczął się niepewnie przysuwać. Robił to niezwykle powoli, by dać dziewczynie możliwość wyboru. Podjęła decyzję. Stawi czoła losowi i zapomni. Przestanie pamiętać, że ktoś taki jak Jesé Rodríguez w ogóle istnieje. O ile da radę...
- Tylko mi się do niej nie przyssij kurczaku! - zawołał Sergio z rozbawieniem. Cała ta sytuacja mocno go irytowała, jednak nie mógł pokazać owych uczuć. Dla dobra siostry lepiej trzymać język za zębami. W pewnym sensie oczywiście.
- Cicho bądź debilu! - zbeształa go gospodyni surowo kiwając palcem.
Oczy wszystkich zgromadzonych ponownie zwróciły się na byłą parę. Piłkarz patrzył na blondynkę wyczekującym wzrokiem i kiedy ta lekko kiwnęła głową uśmiechnął się. Przybliżył swoją twarz, po czym najdelikatniej jak tylko potrafił musnął jej wargi swoimi.
Evelis opuściła powieki. Krew w żyłach zawrzała, dreszcze przechodzące przez ciało zakryły rozum, a szybko bijące serce błagało o więcej. Chciała bluźnić na całego, krzyczeć! Przecież nie mogła tak po prostu stać i całować się z innym. Zaśmiała się w myślach z własnej głupoty. Położyła dłonie na torsie wychowanka Sevilli mocniej obejmując jego usta swoimi. Nie był dłużny. Oparł ręce na talii dziewczyny nieznacznie ją do siebie przyciągając. Jakby pragnął pokazać, że żaden Javier nie jest w stanie zagrozić ich niezniszczalnej miłości. Że i tak z nią będzie. Ledwo powstrzymywał się od wyznania wszystkich swoich emocji. Pod wpływem miażdżącego dotyku młodej Ramos czuł się niczym anioł przybywający z królestwa. Radość rozpierała go od środka, każda, najmniejsza część jego ciała drżała, a wszystko, co było ciemne z przygnębienia nagle się rozjaśniło. Zobaczył mały promyczek nadziei w czarnym tunelu i zamierzał się go trzymać. Ten związek wbrew pozorom nie został jeszcze spisany na straty.
Meksykanin odchrząknął znacząco nieświadomie zaciskając dłonie w pięści. Oczywiście oberwało mu się od zirytowanej Paqui patrzącej spode łba na każdego, kto odważył się im przerwać.
Niebieskooka odsunęła się. Łzy momentalnie zaczęły spływać po jej policzkach, a drżące ręce zamiast się uspokoić weszły w jeszcze większe spazmy wstrząsowe. Cholera! Nie, nie, nie! Ona nie może tak po prostu kochać innego, nie chce tego!
Słysząc oklaski wybiegła z pokoju kierując się schodami na górę. Ocierając rumiane policzki myślała o tak doskonale znanym powiedzeniu. Serce nie sługa, nie wybiera.
Wcześniej w to nie wierzyła. Teraz doświadczała na własnej skórze prawdziwość owego stwierdzenia.
Całą noc przewracał się niespokojne z boku na bok. Myślał. Głowa pękała mu w szwach od nadmiaru wspomnień, najróżniejszych planów. Patrząc na córkę uroczo śpiącą w pościeli z nadrukiem Los Blancos zastanawiał się nad przyszłością. Jak wyglądałoby teraz życie, gdyby to Evelis została matką te pięć lat temu. Fakt, że mocno ją zranił doprowadzał go do szewskiej pasji.
Wstał, przeciągnął się leniwie i ostrożnie stawiając kroki, nie trudząc się zapalaniem światła zszedł na dół. Powolnym ruchem otworzył lodówkę, wyjął z niej karton mleka, po czym nalał obszerną porcję do stojącej nieopodal szklanki. Westchnął głęboko. To wszystko powoli zaczynało go przytłaczać. Ujął naczynie w dłoń i umoczył w chłodnym płynie usta. Uśmiechnął się nieznacznie. Raczej już nie zaśnie, na pewno nie będąc w takim stanie.
Przeniósł się do salonu uprzednio odkładając przedmioty na miejsce. Wiedział, jakimi perfekcjonalistkami jest tutejsza damska część społeczeństwa. Jego mama również taka była... Ledwo opanowywał napływające do oczu łzy. Całość jakby się skumulowała. Niespełniona miłość, zraniona dusza, wspominanie straty tak ważnej dla siebie osoby...
- Widzę, że nie tylko mnie dopadła bezsenność.
Zamarł przełykając głośno ślinę. Spojrzał na drobną postać kulącą się w fotelu i mimowolnie uniósł kąciki ust ku górze. Czuł przyspieszony puls, który o dziwo mocno poprawił mu humor.
- Fatalna przypadłość, nie sądzisz? - spytał rozsiadając się na obszernej kanapie. Żadne z nich nie miało zamiaru zapalać światła. Wystarczył kominek nadający własnymi językami pomarańczowego ognia idealnej atmosfery.
Blondynka drżąc zachichotała uroczo.
- Uznajmy, że się przyzwyczaiłam. Zmiana strefy czasowej robi swoje - odparła obejmując szczupłymi ramionami podkulone nogi.
- No tak, zapomniałem. W Kolumbii jest...
- W Meksyku. Javier pochodzi z Meksyku - mruknęła nie mogąc ukryć rozbawienia. Ciemność po raz kolejny wypełnił jej śmiech.
- Nieważne. Uznajmy, że nikt mnie o tym nie informował - powiedział Rodríguez powoli się do niej przysuwając.
Oparł ramiona na podłokietniku patrząc w niebieskie niczym morska fala oczy z odległości ledwie paru centymetrów. Używając całej siły woli przeniósł wzrok na dekolt dziewczyny głośno przełykając ślinę. Wyciągnął dłoń i delikatnie dotykając złotej przywieszki uśmiechnął się.
- Wcale nie jesteś podpisana - stwierdził przekładając palce na skórę jej szyi. Zadrżała wstrzymując oddech. - To też pierwsza litera mojego imienia.
Serce w jej piersi kłóciło się z rozumem, który podpowiadał kompletnie sprzeczne kroki. Jedno pragnęło rzucić się w jego objęcia, drugie porządnie przyłożyć z liścia. Ostatecznie siedziała wpatrując się w jego twarz wyrażającą bezgraniczną miłość. Pozwoliła kilku łzom swobodnie spłynąć po policzkach.
- Jesé, proszę - szepnęła łamiącym się głosem.
- O co? Żebym przestał Cię kochać? Za późno - westchnął ścierając słoną wodę z twarzy Hiszpanki. - Zdecydowanie za późno.
Pokręciła głową ignorując wszelkie zasady mądrości czy przyzwoitości.
- Proszę, żebyś mnie znów pocałował.
Piłkarz spojrzał na nią do reszty oszołomiony. Zalała go fala ciepła związana z tymi pięknymi słowami.
- Ale...
- Proszę! - jęknęła płacząc. - Nie chcę już dłużej czekać. Ani się kłócić.
Z uśmiechem, trzęsącymi się dłońmi przyciągnął ją do siebie. Wylądowała na kolanach szatyna czując ciepło jego oddechu na własnej szyi. Bezceremonialnie, jak gdyby ten nigdy nie zranił jej uczuć wtuliła się w niego wyrażając wszelkie emocje.
- Nie pocałujesz mnie, prawda? - spytała pociągając nosem.
Delikatnie przyłożył wargi do jej policzka powodując niekontrolowane dreszcze rozchodzące się od kręgosłupa w dół u każdej ze stron. Uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie chcę się z tobą wdawać w jakiś cholerny romans.
Położyła głowę na ramieniu piłkarza w pewnym sensie usatysfakcjonowana odpowiedzią. Zmienił się. Naprawdę był teraz zupełnie innym facetem niż pięć lat temu.
- A gdybym była wolna? Wtedy mógłbyś to zrobić?
Dłonią przysłonił jej policzek odgarniając tym samym zabłąkany kosmyk jasnych włosów.
- Wtedy mógłbym - szepnął przywołując na twarz dziewczyny błysk rozweselenia. - A teraz chodź tutaj, idziemy spać.
Zachichotała, kiedy płynnym ruchem przewrócił ją na plecy. Sięgnął po gruby koc leżący na oparciu i przykrył ich. Objął ramieniem szczupłe ciało towarzyszki dając do zrozumienia, że nie zamierza odpuścić. Czuł się w jej towarzystwie niczym anioł stróż zobowiązany do ochrony najważniejszej osobistości na całym świecie. Gdyby coś stało się tej drobnej blondynce, nie wytrzymałby i z całą pewnością zrozpaczony okropnymi wydarzeniami, skłoniony stratą kogoś tak ważnego, posunąłby się do niezwykle wstrętnych czynów, które w chwili obecnej uważał za obrzydliwe. Cięcie się, picie, ćpanie, popełnienie samobójstwa... Jest w czym wybierać.
- Pamiętasz, jak pierwszy raz tak spaliśmy? - spytała Ramos ziewając. W mniemaniu młodego mężczyzny wyglądało to niezwykle uroczo.
- A pamiętasz, kiedy spaliśmy tak w domku na drzewie?
Zaśmiała się delikatnie trącając go łokciem. Oczami wyobraźni widział rysujące się na jej policzkach krwiste rumieńce wywołane zakłopotaniem.
- Nie miałam zamiaru tracić dziewictwa w wieku szesnastu lat. A już tym bardziej w domku na drzewie - odparła mocniej przytulając się do jego torsu. - Zmusiłeś mnie.
Napastnik Realu Madryt zaśmiał się promiennie.
- Też nie miałem takiego zamiaru. Musisz mi uwierzyć. Zwyczajnie uwiodłaś mnie własnym urokiem.
Pokręciła głową udobruchana komplementem. Faceci zawsze wiedzą, jakich słów użyć w takich chwilach. I momentami jest to wręcz przerażające.
- Byłeś dziewicą? - zachichotała ukrywając twarz w fałdach ciepłego koca.
- Tak wielką jak ty prawiczkiem.
Prychnęła udając obrażoną.
- Grabisz sobie - sarknęła ironizując.
- Tak?
- Tak.
Rodríguez położył dłoń w talii dziewczyny przyciągając ją bliżej. Pragnął wypełnić każdą dzielącą ich przestrzeń, mieć ją tylko i wyłącznie dla siebie. Przynajmniej tej nocy.
- Przesadzasz kochanie - szepnął wprost do jej ucha wywołując tym samym falę niezwykle przyjemnych dreszczy, gdzieniegdzie wzbudzających stado motyli do lotu.
- Powtórz - mruknęła zadowolona.
- Przesadzasz - powiedział opierając swoje czoło o jej.
- Nie to - zaśmiała się.
Pokiwał głową ze zrozumieniem odwzajemniając gest Hiszpanki.
- Kocham Cię Evelis - wyznał czując niesamowitą ulgę. Nareszcie zebrał się na odwagę, chociaż nie kosztowało go to wcale tak wiele.
- Też Cię kocham - odpowiedziała nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia.
Napawali się tymi jakże ważnymi słowami jeszcze przez długi, długi czas. Tej nocy oboje zakosztowali szczęścia, które miało rozlecieć się wraz ze wschodzącym słońcem.
_______________
Taki przesłodzony ten rozdział, nie sądzicie? Ale o dziwo mi się podoba, chociaż coś mi w niektórych momentach nie gra :)) Jednak czekam na komentarze kochani i życzę miłego tygodnia! ;*
Jese strzelił bramkę nanana ♥♥♥
Napastnik Los Blancos zaczął się niepewnie przysuwać. Robił to niezwykle powoli, by dać dziewczynie możliwość wyboru. Podjęła decyzję. Stawi czoła losowi i zapomni. Przestanie pamiętać, że ktoś taki jak Jesé Rodríguez w ogóle istnieje. O ile da radę...
- Tylko mi się do niej nie przyssij kurczaku! - zawołał Sergio z rozbawieniem. Cała ta sytuacja mocno go irytowała, jednak nie mógł pokazać owych uczuć. Dla dobra siostry lepiej trzymać język za zębami. W pewnym sensie oczywiście.
- Cicho bądź debilu! - zbeształa go gospodyni surowo kiwając palcem.
Oczy wszystkich zgromadzonych ponownie zwróciły się na byłą parę. Piłkarz patrzył na blondynkę wyczekującym wzrokiem i kiedy ta lekko kiwnęła głową uśmiechnął się. Przybliżył swoją twarz, po czym najdelikatniej jak tylko potrafił musnął jej wargi swoimi.
Evelis opuściła powieki. Krew w żyłach zawrzała, dreszcze przechodzące przez ciało zakryły rozum, a szybko bijące serce błagało o więcej. Chciała bluźnić na całego, krzyczeć! Przecież nie mogła tak po prostu stać i całować się z innym. Zaśmiała się w myślach z własnej głupoty. Położyła dłonie na torsie wychowanka Sevilli mocniej obejmując jego usta swoimi. Nie był dłużny. Oparł ręce na talii dziewczyny nieznacznie ją do siebie przyciągając. Jakby pragnął pokazać, że żaden Javier nie jest w stanie zagrozić ich niezniszczalnej miłości. Że i tak z nią będzie. Ledwo powstrzymywał się od wyznania wszystkich swoich emocji. Pod wpływem miażdżącego dotyku młodej Ramos czuł się niczym anioł przybywający z królestwa. Radość rozpierała go od środka, każda, najmniejsza część jego ciała drżała, a wszystko, co było ciemne z przygnębienia nagle się rozjaśniło. Zobaczył mały promyczek nadziei w czarnym tunelu i zamierzał się go trzymać. Ten związek wbrew pozorom nie został jeszcze spisany na straty.
Meksykanin odchrząknął znacząco nieświadomie zaciskając dłonie w pięści. Oczywiście oberwało mu się od zirytowanej Paqui patrzącej spode łba na każdego, kto odważył się im przerwać.
Niebieskooka odsunęła się. Łzy momentalnie zaczęły spływać po jej policzkach, a drżące ręce zamiast się uspokoić weszły w jeszcze większe spazmy wstrząsowe. Cholera! Nie, nie, nie! Ona nie może tak po prostu kochać innego, nie chce tego!
Słysząc oklaski wybiegła z pokoju kierując się schodami na górę. Ocierając rumiane policzki myślała o tak doskonale znanym powiedzeniu. Serce nie sługa, nie wybiera.
Wcześniej w to nie wierzyła. Teraz doświadczała na własnej skórze prawdziwość owego stwierdzenia.
***
Całą noc przewracał się niespokojne z boku na bok. Myślał. Głowa pękała mu w szwach od nadmiaru wspomnień, najróżniejszych planów. Patrząc na córkę uroczo śpiącą w pościeli z nadrukiem Los Blancos zastanawiał się nad przyszłością. Jak wyglądałoby teraz życie, gdyby to Evelis została matką te pięć lat temu. Fakt, że mocno ją zranił doprowadzał go do szewskiej pasji.
Wstał, przeciągnął się leniwie i ostrożnie stawiając kroki, nie trudząc się zapalaniem światła zszedł na dół. Powolnym ruchem otworzył lodówkę, wyjął z niej karton mleka, po czym nalał obszerną porcję do stojącej nieopodal szklanki. Westchnął głęboko. To wszystko powoli zaczynało go przytłaczać. Ujął naczynie w dłoń i umoczył w chłodnym płynie usta. Uśmiechnął się nieznacznie. Raczej już nie zaśnie, na pewno nie będąc w takim stanie.
Przeniósł się do salonu uprzednio odkładając przedmioty na miejsce. Wiedział, jakimi perfekcjonalistkami jest tutejsza damska część społeczeństwa. Jego mama również taka była... Ledwo opanowywał napływające do oczu łzy. Całość jakby się skumulowała. Niespełniona miłość, zraniona dusza, wspominanie straty tak ważnej dla siebie osoby...
- Widzę, że nie tylko mnie dopadła bezsenność.
Zamarł przełykając głośno ślinę. Spojrzał na drobną postać kulącą się w fotelu i mimowolnie uniósł kąciki ust ku górze. Czuł przyspieszony puls, który o dziwo mocno poprawił mu humor.
- Fatalna przypadłość, nie sądzisz? - spytał rozsiadając się na obszernej kanapie. Żadne z nich nie miało zamiaru zapalać światła. Wystarczył kominek nadający własnymi językami pomarańczowego ognia idealnej atmosfery.
Blondynka drżąc zachichotała uroczo.
- Uznajmy, że się przyzwyczaiłam. Zmiana strefy czasowej robi swoje - odparła obejmując szczupłymi ramionami podkulone nogi.
- No tak, zapomniałem. W Kolumbii jest...
- W Meksyku. Javier pochodzi z Meksyku - mruknęła nie mogąc ukryć rozbawienia. Ciemność po raz kolejny wypełnił jej śmiech.
- Nieważne. Uznajmy, że nikt mnie o tym nie informował - powiedział Rodríguez powoli się do niej przysuwając.
Oparł ramiona na podłokietniku patrząc w niebieskie niczym morska fala oczy z odległości ledwie paru centymetrów. Używając całej siły woli przeniósł wzrok na dekolt dziewczyny głośno przełykając ślinę. Wyciągnął dłoń i delikatnie dotykając złotej przywieszki uśmiechnął się.
- Wcale nie jesteś podpisana - stwierdził przekładając palce na skórę jej szyi. Zadrżała wstrzymując oddech. - To też pierwsza litera mojego imienia.
Serce w jej piersi kłóciło się z rozumem, który podpowiadał kompletnie sprzeczne kroki. Jedno pragnęło rzucić się w jego objęcia, drugie porządnie przyłożyć z liścia. Ostatecznie siedziała wpatrując się w jego twarz wyrażającą bezgraniczną miłość. Pozwoliła kilku łzom swobodnie spłynąć po policzkach.
- Jesé, proszę - szepnęła łamiącym się głosem.
- O co? Żebym przestał Cię kochać? Za późno - westchnął ścierając słoną wodę z twarzy Hiszpanki. - Zdecydowanie za późno.
Pokręciła głową ignorując wszelkie zasady mądrości czy przyzwoitości.
- Proszę, żebyś mnie znów pocałował.
Piłkarz spojrzał na nią do reszty oszołomiony. Zalała go fala ciepła związana z tymi pięknymi słowami.
- Ale...
- Proszę! - jęknęła płacząc. - Nie chcę już dłużej czekać. Ani się kłócić.
Z uśmiechem, trzęsącymi się dłońmi przyciągnął ją do siebie. Wylądowała na kolanach szatyna czując ciepło jego oddechu na własnej szyi. Bezceremonialnie, jak gdyby ten nigdy nie zranił jej uczuć wtuliła się w niego wyrażając wszelkie emocje.
- Nie pocałujesz mnie, prawda? - spytała pociągając nosem.
Delikatnie przyłożył wargi do jej policzka powodując niekontrolowane dreszcze rozchodzące się od kręgosłupa w dół u każdej ze stron. Uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie chcę się z tobą wdawać w jakiś cholerny romans.
Położyła głowę na ramieniu piłkarza w pewnym sensie usatysfakcjonowana odpowiedzią. Zmienił się. Naprawdę był teraz zupełnie innym facetem niż pięć lat temu.
- A gdybym była wolna? Wtedy mógłbyś to zrobić?
Dłonią przysłonił jej policzek odgarniając tym samym zabłąkany kosmyk jasnych włosów.
- Wtedy mógłbym - szepnął przywołując na twarz dziewczyny błysk rozweselenia. - A teraz chodź tutaj, idziemy spać.
Zachichotała, kiedy płynnym ruchem przewrócił ją na plecy. Sięgnął po gruby koc leżący na oparciu i przykrył ich. Objął ramieniem szczupłe ciało towarzyszki dając do zrozumienia, że nie zamierza odpuścić. Czuł się w jej towarzystwie niczym anioł stróż zobowiązany do ochrony najważniejszej osobistości na całym świecie. Gdyby coś stało się tej drobnej blondynce, nie wytrzymałby i z całą pewnością zrozpaczony okropnymi wydarzeniami, skłoniony stratą kogoś tak ważnego, posunąłby się do niezwykle wstrętnych czynów, które w chwili obecnej uważał za obrzydliwe. Cięcie się, picie, ćpanie, popełnienie samobójstwa... Jest w czym wybierać.
- Pamiętasz, jak pierwszy raz tak spaliśmy? - spytała Ramos ziewając. W mniemaniu młodego mężczyzny wyglądało to niezwykle uroczo.
- A pamiętasz, kiedy spaliśmy tak w domku na drzewie?
Zaśmiała się delikatnie trącając go łokciem. Oczami wyobraźni widział rysujące się na jej policzkach krwiste rumieńce wywołane zakłopotaniem.
- Nie miałam zamiaru tracić dziewictwa w wieku szesnastu lat. A już tym bardziej w domku na drzewie - odparła mocniej przytulając się do jego torsu. - Zmusiłeś mnie.
Napastnik Realu Madryt zaśmiał się promiennie.
- Też nie miałem takiego zamiaru. Musisz mi uwierzyć. Zwyczajnie uwiodłaś mnie własnym urokiem.
Pokręciła głową udobruchana komplementem. Faceci zawsze wiedzą, jakich słów użyć w takich chwilach. I momentami jest to wręcz przerażające.
- Byłeś dziewicą? - zachichotała ukrywając twarz w fałdach ciepłego koca.
- Tak wielką jak ty prawiczkiem.
Prychnęła udając obrażoną.
- Grabisz sobie - sarknęła ironizując.
- Tak?
- Tak.
Rodríguez położył dłoń w talii dziewczyny przyciągając ją bliżej. Pragnął wypełnić każdą dzielącą ich przestrzeń, mieć ją tylko i wyłącznie dla siebie. Przynajmniej tej nocy.
- Przesadzasz kochanie - szepnął wprost do jej ucha wywołując tym samym falę niezwykle przyjemnych dreszczy, gdzieniegdzie wzbudzających stado motyli do lotu.
- Powtórz - mruknęła zadowolona.
- Przesadzasz - powiedział opierając swoje czoło o jej.
- Nie to - zaśmiała się.
Pokiwał głową ze zrozumieniem odwzajemniając gest Hiszpanki.
- Kocham Cię Evelis - wyznał czując niesamowitą ulgę. Nareszcie zebrał się na odwagę, chociaż nie kosztowało go to wcale tak wiele.
- Też Cię kocham - odpowiedziała nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia.
Napawali się tymi jakże ważnymi słowami jeszcze przez długi, długi czas. Tej nocy oboje zakosztowali szczęścia, które miało rozlecieć się wraz ze wschodzącym słońcem.
_______________
Taki przesłodzony ten rozdział, nie sądzicie? Ale o dziwo mi się podoba, chociaż coś mi w niektórych momentach nie gra :)) Jednak czekam na komentarze kochani i życzę miłego tygodnia! ;*
Jese strzelił bramkę nanana ♥♥♥
Nananana <3 Kocham każdy akapit, każde zdanie, każde słowo, każdą kropkę i przecinek. <3 To było piękne :3 Ja się zakochałam w tym rozdziale i tyle. I tekst, że J nie oznacza Javier, tylko Jese był przesłodki. To w całości było słodkie.
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję, że teraz już będzie coraz lepiej (pewnie się mylę xD).
Pisz szybciutko kochana! ;*
Już nie przesadzajmy:)) Naprawdę uważam, że ten rozdział był przesłodzony. Ale mimo wszystko dziękuję, to bardzo miłe ;3
UsuńCzy będzie coraz lepiej? Hyhyhy... tyle powinno wystarczyć ;*
Jest... Jejejejejejejejej! Świetny!!!!! <3 Kocham to opowiadanie! A z tą zawieszką to Jese ma świętą rację. ;) No i czyżby Sergio pomógł im w zejściu się? Ciekawa jestem, co wykombinujesz i czy ktoś ich "nakryje" jak razem śpią (mam tu na myśli Ramosa, heh). No po prostu nie mogę się doczekać, kochana ;*
OdpowiedzUsuńRamos to Ramos, on wszędzie wtyka swojego nochala. I za to go między innymi kocham *.*
UsuńZdecydowanie za dużo mi słodzicie w komentarzach:') Ale nie przestawajcie! To bardzo przyjemny kop do pisania nowych rozdziałów ;*
Ojjjjj, to jest boskie, boskie, boskie, BOSKIE! (Nie, nie zacięłam się... Choć przy kochanym Jese pewnie bym mogła xd) No oni muszą być razem! Niech pogonią Javiera i musi być happy big love!! Inaczej tego nie widzę, wiesz? I będę Cię znów maltretować o kolejny rozdział, wiesz? Szczególnie po tym, co mi napisałaś!
OdpowiedzUsuńI niech to słońce nie wschodzi, jeżeli ma cokolwiek zepsuć!
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dałaś się jednak namówić by był to Jese, a nie ktoś inny! Bardziej podoba mi się to z Jese, lepsza wizja :D
Czekam na kolejny :*
Tak, tak, a maltretuj mnie ile wlezie! Za tam zawsze mogę jeszcze pognębić o Toniego i Aarona... Szit, sama już nie wiem, który rozdział chcę bardziej >.<
UsuńJuż widzę Wiolę wstrzymującą wschód słońca. W sumie możesz, w nocy się o wiele łatwiej pisze :') A z tym namówieniem to wiem, wiem. Isco tutaj nie pasuje ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest cudowny, epicki, wspaniały, świetny, uroczy (tu leci jeszcze kilka epitetów) *-* Uśmiechałam się do ekranu, gdy co czytałam. Oni po prostu muszą być razem! Czekam na to w jaki sposób pozbędziesz się Javiera, bo on musi zniknąć. Nie może im przeszkadzać. Jezzzzzuuuu... To jest tak cudowne, że czytam czwarty raz! Masz meggggaaaaaa talent! Życzę weny i czekam niecierpliwie na next ^^
OdpowiedzUsuń