sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział IV

Czasem potrzebujemy przerwy, aby zrozumieć co jest dla nas ważne i uświadomić sobie jak wiele możemy stracić przez własną głupotę. 
Czuła się dziwnie. Dziwnie szczęśliwie. Nie mogła o nim zapomnieć. Wyobrażając sobie poszczególne sceny z życia sprawiała, że uśmiech nie schodził z jej twarzy nawet podczas wyprawy do parku. Mimo wszystko starała się nie myśleć. Zupełnie wyłączyć możliwość przywoływania obrazów, by normalnie spędzić dwudziesty-trzeci grudnia, dzień przed Wigilią. Nic z tego, obecność Jesé komplikowała wszystko do niebotycznych rozmiarów. 
Javier mocno trzymał dłoń blondynki zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. Nie przywiązywał do młodego piłkarza najmniejszej wagi trzymając się wersji, iż narzeczona dawno zdążyła wyrzucić go z pamięci. Wiedział, że coś mogło się odrodzić, ale nie w takiej skali. Tego nikt się nie spodziewał.
- Wujku, weźmy tę! - zawołała Daniela wskazując na sporych rozmiarów choinkę stojącą blisko topornej ławki. Podbiegła do niej chwiejąc się z nadmiaru ciepłych ubrań, co wywołało falę chichotów nie tylko u jej przyrodnich braci, ale i starszego towarzystwa.
- Skarbie, przecież jesteś ze mną w parze! - odparł Rodríguez machając schowaną w grubej rękawiczce dłonią. Nie wyobrażał sobie tradycyjnego przystrajania świątecznego drzewka z kimś innym niż własną córką. 
- Chyba Cię Bóg opuścił! Młoda w tej chwili należy do mnie, prawda? - spytał Ramos kucając z uśmiechem na twarzy. Automatycznie podniósł słodką szatynkę mocno przytulając do swojego torsu. Zaśmiała się, kiedy specjalnie przejechał policzkiem po jej twarzy delikatnie drapiąc zarostem.
- Plaw... - nie dokończyła. 
- I tak wytrzymał ze mną dłużej niż z tobą - sarknął napastnik krzyżując ręce na piersi. Chciał podejść do stopera w celu odebrania dziecka, jednak przeszkodziła mu najbanalniejsza rzecz na świecie. Warunki pogodowe. Natrafiając na zamarznięty kawałek chodnika poślizgnął się i komicznie wymachując ramionami zaliczył bliskie spotkanie z ziemią. Pewna część ciała, na której wylądował dość niefortunnie mocno dawała o sobie znać, a w jego oczach zawitały słone łzy. Nie chciał pokazać najmniejszych oznak cierpienia, więc zacisnął zęby i szybko wstał pociągając nosem.
- Szkoda, że Ci skrzydeł nie dał. Może oszczędziłyby Twój przeuroczy tyłeczek - powiedział Sergio ze śmiechem. Według niego zobaczenie kolegi w podobnej sytuacji było o wiele bardziej atrakcyjne niż jakakolwiek komedia. Uwielbiał nabijać się z tego chłopaka, jego wpadki zawsze poprawiały mu humor. I nie chodziło tu wcale o ich osobiste stosunki. Jak się pewnie większość domyśla madrycka czwórka miała mu za złe przeszłość, sposób, w jaki potraktował jego ukochaną siostrę.
- Z całą pewnością jest lepszy niż Twój. 
- Tak sądzisz? Eve, skarbie...
- Dobrze wiesz, że z nią nie spałem - warknął młody Hiszpan mrużąc oczy. Nie pozbył się jeszcze płynu spod powiek, więc zdecydowanie na pewnego siebie nie wyglądał. Do całości dochodziła zbyt chwiejna jak na normalnego człowieka postawa, która zdradzała go niewiele mniej.
- Ciekawe, w szatni mówiłeś zupełnie co innego.
- W przeciwieństwie do Ciebie nie wsadzam pierwszej lepszej. 
Ramos wytrzeszczył oczy spoglądając przelotnie na stojącą nieopodal parę.
- Co to znaczy wsadzać? - spytała Daniela marszcząc uroczo czółko. Delikatnie potarła swój zmarznięty nosek w geście zastanowienia, co zwykle rozśmieszało defensora Królewskich. Wtedy osiągnęło zupełnie inny cel. Wkurzył się.
- Lepiej nie mów takich rzeczy przy własnym dziecku, dobrze Ci radzę. Zresztą jeśli już musisz wiedzieć ile miałem partnerek, z całą pewnością dałbyś radę policzyć je bez kalkulatora - warknął, po czym odszedł w stronę wybranej wcześniej choinki. 
Każdy doskonale wiedział, że matematyka nie jest mocną stroną Jesé. Z tym przedmiotem od zawsze miewał problemy i nie zmieniło się to nawet w wieku dwudziestu-dwóch lat, kiedy posiadał już rodzinę, osiągnął prawdziwy sportowy sukces. Z liczeniem ograniczał się do minimum. Niekiedy nie posiadał nawet tego, co oczywiście mocno komplikowało mu życie.
Evelis stojąca po drugiej stronie obszernego chodnika przysłuchiwała się tej sprzeczce poniekąd ze śmiechem. Niezbyt przyjemnie zrobiło się dopiero pod koniec, kiedy to na jej policzkach wykwitły dorodne rumieńce zwiastujące zakłopotanie. Z ukosa patrzyła na Javiera rozwijającego poplątany łańcuch. Chciała wiedzieć, co sobie myśli, jakie uczucia mu towarzyszą w podobnej chwili. Bo z całą pewnością nie mogły one być przyjemne.
Potrząsnęła głową w celu zatrzymania napływających do oczu łez. Nie myślała, że cała ta sytuacja zabrnie tak daleko. Święta z Rodríguezem nie były zbyt przemyślaną decyzją, kompletnie spontaniczną, niesamowicie błędną. Przynajmniej tak to postrzegała. Znienawidziła siebie samą za uczucie, którym go darzyła. Które odrodziło się stosunkowo niedawno i tętniło w niej całą siłą nie dając chwili spokoju. Cały czas zastanawiała się jak to będzie, kiedy wyjedzie. Kolejny raz zapomni, stanie się zupełnie obojętna na tą sprawę, by za rok przeżyć dokładnie to samo? Do tego wszystkiego był jeszcze ślub, czy aby na pewno tego pragnęła?
Zamknęła oczy, po czym zaopatrzyła płuca w kolejną dawkę tlenu. Musiała jakoś odreagować.
- Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony Romero obejmując ją w talii z niemałym trudem. Gruba, puchowa kurtka robiła swoje, niełatwo przytulić kogoś tak ubranego.
- Jasne, po prostu się zamyśliłam - stwierdziła wyswabadzając się z niezbyt mocnego uścisku mężczyzny. Teraz nie sprawiało jej to najmniejszej przyjemności. A kiedyś uważała, że w jego ramionach może zrobić wszystko, czuła niesamowicie mocne bezpieczeństwo.
Zasłoniła twarz jasnymi włosami, by ukryć spływającą po policzkach wodę. Nienawidziła płakać z takich powodów, zawsze uważała rozpaczanie po facetach za coś nieodpowiedniego. Obecnie sama wykonywała tę czynność w celu ukojenia zranionej duszy, której nic nie było w stanie pomóc. Nic prócz Jesé.
- Nie chcesz, nie mów. Ale widzę, że coś jest nie tak - powiedział Meksykanin przyciągając dziewczynę do własnego torsu. Nie chciała tego. Usilnie starała się ukryć łzy, jednak nie wyszło jej to najlepiej. Do szkoły aktorskiej zdecydowanie się nie nadawała. - Dlaczego płaczesz?
Zamarła. Kompletnie się pogubiła, jakby straciła mowę, zapomniała, że posiada język.
- Proszę Cię, tylko nie to - odparł przejeżdżając kciukiem najpierw po skórze jednego policzka Andaluzyjki, później drugiego. Delikatnie uniósł kąciki ust ku górze, by dodać jej otuchy. Oczywiście przyniosło to niezmiernie mizerne skutki, o ile nie napisać żadne.
Przełknęła głośno ślinę widząc, co chce zrobić. Przybliżał się powoli, jakby z chęcią dodania całej tej scenie romantyzmu. Ona w ogóle go nie odczuwała. Nie wiedziała, czy to sprawa partnera, czy czegoś jeszcze innego. Najprawdopodobniej niestety pierwszego czynnika. Mimo wszystko nie posiadała dość odwagi, żeby się odwrócić. Pozwoliła Javierowi złożyć na jej wargach delikatny pocałunek, który z każdą sekundą przeradzał się w namiętną pieszczotę.
Rodríguez w tym czasie zawieszał bombki na średniej wielkości choince. Rozglądał się obserwując sytuację innych par, ale niewiele mu to dało. Jedynie ból. Widok własnej córki niesamowicie dobrze bawiącej się ze znienawidzonym facetem zadawał mu kilkanaście ciosów w serce na minutę, nie mówiąc już o dziewczynie marzeń całującej się z innym. Pragnął tylko wrócić do domu w całości. Najlepiej od razu wylecieć do Madrytu. Nie miał najmniejszego zamiaru oglądać szczęśliwej Ramos.
Chciał jej zadowolenia. W pewnym sensie było to jego marzeniem. Ale w głowie widział kogoś zupełnie innego stojącego u boku ślicznej Hiszpanki. Siebie samego.

***

Są na tym świecie ludzie wolący życie w dawnych czasach. Dni kończące się o wiele wcześniej, chwile spędzane w towarzystwie świec czy lamp naftowych, nieprzerwanych rozmów z bliskimi. Bo wystarczy pomyśleć o magicznej, rodzinnej więzi, którą teraz posiadają nieliczni i uśmiech automatycznie wychodzi na nasze zapatrzone w telewizory twarze.
W nieczęsto używanym kominku buchał ogień ogrzewający znajdujących się w salonie, roześmianych ludzi. Większość z nich trzymała w dłoniach kubki z gorącymi napojami, nad którymi unosiły się kłębuszki pary wodnej. Wysłuchiwali historii opowiadanych przez towarzyszy siedzących w innej części sporego kółka. Niedługo powinno ono ulec powiększeniu. Przynajmniej takiej myśli kurczowo trzymała się gospodyni domu murem stojąca za wnukiem ze strony najmłodszej córki.
Śliczna blondynka zaśmiała się dźwięcznie słysząc końcówkę monologu Sergio dotyczącego tegorocznych mistrzostw świata w Brazylii. Wiedziała, że piłkarze nieczęsto są poważni, ale nawet nie pomyślałaby o niektórych wybrykach mających miejsce. Na przykład biedny Cazorla któregoś razu po wyjściu ze stołówki został obrzucony przez niezrównoważonego Pique surowymi jajkami. Zupełnie nieśmieszny moment, który członków La Roja był w stanie doprowadzić do łez przez rozbawienie.
- I tak miał na sobie mniej glutowatego czegoś niż Jesé. Pobiłeś wszystkich stary - odparł ukazując urocze zmarszczki wokół oczu symbolizujące szeroki uśmiech. Uderzył dłonią w plecy kolegi z drużyny i delikatnie zmierzył go wzrokiem. Powoli zaczął się domyślać, że między nim a Evelis nie wszystko skończone. I, na Boga, chciał pomóc im się zejść. Sam w to nie wierzył. Absurdalne! A jednak całym sobą pragnął szczęścia siostry. Skoro mogła go doświadczać tylko w towarzystwie tej kupy śmieci, niech tak się stanie.
- Ach Ramos, żebyś się kiedyś na tej nieuprzejmości nie przejechał - westchnął Rene mrużąc oczy. Momentami miał ochotę zabić tą hołotę, a najlepiej wydziedziczyć, by już nie musieć się do niego przyznawać. Zazdrość robiła swoje. - Daj naszemu gościowi dodać coś od siebie. Mów Jesé.
Napastnik spojrzał na jednego, później na drugiego z wyraźnym zdziwieniem. Miał wrażenie, że uwzięły się na niego obie strony barykady.
- Ale co? - spytał głupio przełykając ślinę.
- Historię, jakąkolwiek - wyjaśnił starszy machając dłonią bez przekonania. Jakby ze zlekceważeniem, które dało się zauważyć gołym okiem.
Hiszpan nabrał gwałtownie powietrza i delikatnie się uśmiechnął. Chciał w ten sposób dodać odwagi samemu sobie. Od początku wiedział, co opowie. I nie miał najmniejszego zamiaru zmienić zdania.
- Eve, pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy?
Patrzył prosto w jej oczy, kiedy zakłopotana przytaknęła. Jak mogłaby zapomnieć? Każde, najmniejsze uczucie z tamtych chwil tętniło w niej do dzisiaj. Zakochała się w nim bez opamiętania już na starcie.
To był ciepły, wrześniowy poranek, międzyszkolne zawody z piłki nożnej. Mieli po dwanaście lat, oboje w ostatniej klasie podstawówki, podekscytowani rozgrywającym się turniejem. 
Rodríguez starannie zawiązał sznurówki korków, by być w gotowości. Nauczyciel wychowania fizycznego wystawił go w wyjściowym składzie i miał zamiar to wykorzystać. Chciał wreszcie pokazać, co potrafi. Że nie dostał się do szkółki Realu Madryt po znajomości. Powoli wstał i otrzepał kolana z piasku. Uśmiechnął się podchodząc do kolegów, by usłyszeć ostatnie wskazówki. Tak jak przypuszczał - trzech z przodu, trzech z tyłu, jeden na bramce. Grali bowiem w siódemkę, po piętnaście minut jedna połowa. 
Odwrócił się, by wejść na niedużą murawę. Stanął na środku obserwując postury przeciwników. Niemałe było jego zdziwienie, kiedy ujrzał szczupłą, niepozornie niewinną dziewczynę z długimi blond włosami. 
- To nie jest turniej dla chłopaków? - zapytał stojącego obok Sanchiego. 
- Sprawdzali regulamin, nigdzie nie ma napisane, że one nie mogą brać udziału - stwierdził marszcząc czoło. - Więc mamy przesrane. 
Jesé wytrzeszczył oczy zdziwiony odpowiedzią kolegi. 
- Jak to? 
- Myślisz, że siostra Sergio Ramosa nie umie grać? Wątpliwe. 
Chłopak szybko odwrócił się za siebie, by ponownie ją zobaczyć. Ma brata w Realu Madryt, zawodnika z wyjściowego składu Królewskich, kogoś, na kim się wzorował. Potrząsnął głową zdezorientowany słysząc pierwszy gwizdek. Już wiedział, że to nie będzie normalne spotkanie. Musiał się wykazać, po prostu czuł, że ta dziewczyna jest niezwykła. Niestety nic nie poszło po jego myśli.
- Pamiętam, jak okiwałaś mnie we własnym polu karnym - pokręcił głową ze śmiechem. - Byłem załamany, dziewczyna mijała mnie niczym najzwyklejszą tyczkę!
- Teraz bym tego nie zrobiła - rzuciła unosząc kąciki ust ku górze.
Tamten okres był czasem, w którym nie wiedziała komu może naprawdę ufać. Każdy chciał dostać się do obrońcy los blancos, mało kto zwracał na nią uwagę. On był inny. Zależało mu na drobnej blondynce całymi dniami biegającej po boiskach Sevilli, nie na wyjeździe do Madrytu. I chyba za to go pokochała.
W oczach Andaluzyjki po raz setny tego dnia zamajaczyły łzy. Od dawna wiedziała, że nigdy nie przestanie go kochać. Teraz zdała sobie sprawę z czegoś innego. Z każdym spojrzeniem, wymienionym zdaniem, uśmiechem pogłębiała owe uczucie, zupełnie nieświadomie.
Teraz sama nie wiedziała, czego pragnie.
_______________
Na wstępie bardzo przeproszę za opóźnienia! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, zwyczajnie nie umiałam sklecić zdania przez całe dwa tygodnie. Ten rozdział powstawał w prawdziwych męczarniach, więc wybaczcie jeśli znajdą się jakiekolwiek niedociągnięcia. Następne częśći powinny pojawiać się w miarę regularnie. 
Na koniec złożę życzenia urodzinowe dwóm wspaniałym piłkarzom ;) Daniel Carvajal (11 stycznia), Marc Bartra (15 stycznia) i Alvaro Arbeloa (dzisiaj), wszystkiego najlepszego i oczywiście wspaniałej kariery ♥
W ostateczności zostawiam Was z rozdziałem i czekam na szczere (!) opinie :')


5 komentarzy:

  1. Osobiście się zakochałam w tym rozdziale <3 Bardzo podobała mi się pierwsza część, a druga dolała oliwy do ognia. I jeszcze Ramos który stwierdził że chce ich zeswatać, Boże ty to widzisz? :o Cuuuuudowne <33333
    Czekam na kolejny ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Eve... :C Musi się teraz niesamowicie męczyć, patrząc cały czas na Jesé. Wiedząc, że uczucie które kiedyś do niego żywiła, pomimo wszystko nadal nie wygasło. Są rzeczy, o których niestety nie da się zapomnieć. :/ Pierwsza jak i zarówna druga część rozdziału są boskie. <3 Z resztą, jak wszystko, co wyjdzie spod twoich zręcznych rączek. ^^ Po raz kolejny prawie oplułam monitor ze śmiechu, w dodatku po chwili tarzając się po dywanie pod wpływem śmiechowej głupawki. A to wszystko dzięki tekstom chłopaków o tyłkach. :')
    I mój drogi Ramos w postaci swatki. Przepraszam cię, ale po prostu nie wyrabiam. :D Fajnie, że postanowiłaś uchylić nam rąbka tajemnicy, jak poznali się nasi główni bohaterowie. :) Coś czuję, że ktoś niedługo zobaczy coś, czego tak naprawdę zobaczyć nie powinien. Ale to już zostawiam tobie. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodobała mi się historia ich poznania się!
    Oni naprawdę powinni być razem! Nie wiem jak, ale musisz pozbyć się jakoś Javiera... Jakoś jego postać działa mi na nerwy.
    Czekam na ich powrót do siebie i na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze? CUDEŃKO :D No, no. Ramos chce, żeby się zeszli? Nie spodziewałabym się tego. Poślizg oczywiście wybaczony ;) No i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojeej, przecudny rozdział <3
    Współczuję Eve, mam nadzieję, że jednak Jese się opamięta. Ramos jest genialny jako swatka, a teksty rozwalają system! Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział i zaprosić do siebie na 2 rozdział na powiedz-kocham.blogspot.com, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń