Przychodzi chwila, kiedy klękasz z bezsilności. Zwyczajnie
się poddajesz tracąc wszelką wiarę na lepsze jutro. Wiedząc, że zgotowałeś
sobie piekło na własne życzenie, że tak naprawdę każdy problem powstał z twojej
osobistej winy zaczynasz powoli nienawidzić samego siebie za to, kim jesteś i
ile popełniłeś błędów. Nie potrafisz sobie wybaczyć braku umiejętności cofania
się w czasie, tuszowania niechcianych chwil. Coś takiego zawładnęło Evelis
podczas rozmowy z Sergio. Nikt nie dał rady przekonać jej do rodzinnych świąt,
twardo trzymała się swojego postanowienia - złoży życzenia Javierowi, zjedzą
razem kolację i pójdą spać uprzednio wysyłając sms-y do rodziny. A jednak
piłkarz Realu Madryt miał w sobie to coś, co ją przekonało.
- Ale dlaczego nie możesz? Podaj mi choć jeden powód - Ramos wypowiedział te słowa twardo, doskonale wiedział ile to wszystko znaczy dla ich rodzicielki.
- Znasz go.
Dziewczyna nie chciała ukazać, że nadal zależy jej na młodym zawodniku Królewskich. Od dwóch miesięcy nosiła pierścionek zaręczynowy, więc chyba miała jakieś zobowiązania wobec obecnego partnera.
- Daniela... Nie możesz dać jej spokoju? To tylko...
- Myślisz, że chodzi o pięcioletnie dziecko? To nie jej wina. Doskonale wiesz, że ją uwielbiam - przerwała mu w pół zdania. Mała dziewczynka powinna być zupełnie odłączona od tego bałaganu. Nic nie zrobiła w sprawie stosunku swoich rodziców, nie przyczyniła się do tego, zwyczajnie zaczęła istnieć. To oni ją spłodzili, sama na świat się nie pchała.
- W takim razie co? Jesé? Miriam? Rene? Wiesz, że sam za nimi nie przepadam, ale to nie powód, by uciekać od nas. Nie widzieliśmy się dziesięć miesięcy, zrozum. Chciałbym Cię wreszcie przytulić, wytargać te twoje blond kudły, wrzucić w zaspę śniegową, ubrać z tobą najpiękniejszą choinkę, jaka do tej pory stała w naszym domu. I myślę, że Pilar z Sergio także nie pogardziliby twoją obecnością.
W oczach Hiszpanki pojawiły się łzy wzruszenia. Bardzo tęskniła za bratem, który do niedawna był jej jedyną podporą. Teraz co prawda doszedł Javier, jednak to nie to samo. Narzeczony nie był przyjacielem i tak naprawdę nigdy nim nie będzie, nie możesz mu się zwierzyć z dosłownie wszystkiego. Przynajmniej ona tak postrzegała stosunki w związku. Do tego dochodził junior. Nigdy nie myślała, że jej brat zostanie ojcem, a tu taka miła niespodzianka. Synek piłkarza miał już siedem miesięcy, a ona nadal nie miała go na rękach. Zdjęcia to nie to samo, chciała go wreszcie poznać, przytulić, nakarmić. Uśmiechnęła się delikatnie.
- W porządku, zaraz zaklepuję lot.
Stanęła na płycie lotniska z walizką u boku i westchnęła. Wreszcie czuła, że wróciła do domu. Po debiucie Rodrígueza w pierwszej drużynie los blancos wyprowadziła się z Madrytu do Włoch. Po drodze przewinęły się jeszcze inne kraje (Irlandia, Walia, Belgia i Brazylia), ale ostatecznie wylądowała w Meksyku. Ojczyzna Javiera jest niezwykłym miejscem, jednak to Andaluzja od zawsze była na szczycie podium w jej sercu. Kochała miejsce, w którym się urodziła, spędziła tu wiele wspaniałych chwil i powrót do Hiszpanii był niczym spełnienie marzeń. Wreszcie to ona mogła opowiadać swojemu partnerowi co robiła w danym miejscu, jak miała dziesięć lat, a nie na odwrót.
- W którą stronę teraz? Zamiana ról moja królewno, od dzisiaj ty prowadzisz.
Romero objął dziewczynę od tylu i delikatnie musnął jej szyję. Kąciki ust dwudziestojednolatki powędrowały ku górze. Odwróciła się w jego stronę, zarzuciła ramiona na szyję bruneta i spojrzała mu w oczy. Ciemne niczym węgiel, stalowe tęczówki mieniące się w świetle lotniskowych lamp.
- Wydaje mi się, że Sergio obecnie jest w Maroku, więc trzeba poczekać na Pilar. Z pewnością niedługo się zjawi - szepnęła wplatając palce w grube pasma jego włosów.
- Ale dlaczego nie możesz? Podaj mi choć jeden powód - Ramos wypowiedział te słowa twardo, doskonale wiedział ile to wszystko znaczy dla ich rodzicielki.
- Znasz go.
Dziewczyna nie chciała ukazać, że nadal zależy jej na młodym zawodniku Królewskich. Od dwóch miesięcy nosiła pierścionek zaręczynowy, więc chyba miała jakieś zobowiązania wobec obecnego partnera.
- Daniela... Nie możesz dać jej spokoju? To tylko...
- Myślisz, że chodzi o pięcioletnie dziecko? To nie jej wina. Doskonale wiesz, że ją uwielbiam - przerwała mu w pół zdania. Mała dziewczynka powinna być zupełnie odłączona od tego bałaganu. Nic nie zrobiła w sprawie stosunku swoich rodziców, nie przyczyniła się do tego, zwyczajnie zaczęła istnieć. To oni ją spłodzili, sama na świat się nie pchała.
- W takim razie co? Jesé? Miriam? Rene? Wiesz, że sam za nimi nie przepadam, ale to nie powód, by uciekać od nas. Nie widzieliśmy się dziesięć miesięcy, zrozum. Chciałbym Cię wreszcie przytulić, wytargać te twoje blond kudły, wrzucić w zaspę śniegową, ubrać z tobą najpiękniejszą choinkę, jaka do tej pory stała w naszym domu. I myślę, że Pilar z Sergio także nie pogardziliby twoją obecnością.
W oczach Hiszpanki pojawiły się łzy wzruszenia. Bardzo tęskniła za bratem, który do niedawna był jej jedyną podporą. Teraz co prawda doszedł Javier, jednak to nie to samo. Narzeczony nie był przyjacielem i tak naprawdę nigdy nim nie będzie, nie możesz mu się zwierzyć z dosłownie wszystkiego. Przynajmniej ona tak postrzegała stosunki w związku. Do tego dochodził junior. Nigdy nie myślała, że jej brat zostanie ojcem, a tu taka miła niespodzianka. Synek piłkarza miał już siedem miesięcy, a ona nadal nie miała go na rękach. Zdjęcia to nie to samo, chciała go wreszcie poznać, przytulić, nakarmić. Uśmiechnęła się delikatnie.
- W porządku, zaraz zaklepuję lot.
Stanęła na płycie lotniska z walizką u boku i westchnęła. Wreszcie czuła, że wróciła do domu. Po debiucie Rodrígueza w pierwszej drużynie los blancos wyprowadziła się z Madrytu do Włoch. Po drodze przewinęły się jeszcze inne kraje (Irlandia, Walia, Belgia i Brazylia), ale ostatecznie wylądowała w Meksyku. Ojczyzna Javiera jest niezwykłym miejscem, jednak to Andaluzja od zawsze była na szczycie podium w jej sercu. Kochała miejsce, w którym się urodziła, spędziła tu wiele wspaniałych chwil i powrót do Hiszpanii był niczym spełnienie marzeń. Wreszcie to ona mogła opowiadać swojemu partnerowi co robiła w danym miejscu, jak miała dziesięć lat, a nie na odwrót.
- W którą stronę teraz? Zamiana ról moja królewno, od dzisiaj ty prowadzisz.
Romero objął dziewczynę od tylu i delikatnie musnął jej szyję. Kąciki ust dwudziestojednolatki powędrowały ku górze. Odwróciła się w jego stronę, zarzuciła ramiona na szyję bruneta i spojrzała mu w oczy. Ciemne niczym węgiel, stalowe tęczówki mieniące się w świetle lotniskowych lamp.
- Wydaje mi się, że Sergio obecnie jest w Maroku, więc trzeba poczekać na Pilar. Z pewnością niedługo się zjawi - szepnęła wplatając palce w grube pasma jego włosów.
Chłopak zaśmiał się przyjemnie i powoli opuścił dłonie na pośladki blondynki.
- Z chęcią poznam każdego członka Twojej rodziny - zamruczał wprost do jej ucha, po czym bez zbędnych zawirowań wpił się w malinowe wargi.
Ramos oddawała pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny z uwagą i skupieniem. Uwielbiała muskać językiem jego usta, czuć bliskość faceta kochającego ją najbardziej na świecie. Wiele razy przekonała się, że miłość Meksykanina nie jest fałszywa. Chciał tylko i wyłącznie jej szczęścia. Jeśli znalazłaby je u boku innego mężczyzny, pogodziłby się z tym.
Brutalność ogarniająca ich w tamtej chwili stawała się nie do zniesienia. Siostra piłkarza delikatnie zacisnęła pięść na koszulce narzeczonego i odsunęła się, by złapać oddech.
- Naprawdę chcesz to zrobić na lotnisku? - zapytał gładząc ją po policzku.
- Powiem szczerze, że warto spróbować - zauważyła błysk w jego oczach i momentalnie się zaśmiała. - Ale nie dzisiaj, nie pięć dni przed Wigilią. Mama by mnie chyba zabiła.
- Przecież nie musi wiedzieć!
Andaluzyjka pokręciła głową robiąc krok w tył. Ujęła jego dłoń, po czym odwróciła się w stronę walizek.
- W Meksyku mogę się z tobą przespać nawet na stacji metra, w Hiszpanii panują trochę inne zasady. Jęki i piski dochodzące z zamkniętej kabiny nie są zbyt mile widziane - powiedziała ciągnął go w stronę wyjścia.
- Dziwny ten twój naród - mruknął Javier pod nosem z lekkim żalem. Mogła przynajmniej nie robić mu nadziei, teraz będzie musiał chodzić niespełniony do końca dnia, co zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszego uczucia w historii jego doświadczeń. Niestety Evelis często sprawiała mu podobne niespodzianki, więc w pewnym sensie zdążył się już przyzwyczaić. Co nie znaczy oczywiście, że to lubił!
- Z chęcią poznam każdego członka Twojej rodziny - zamruczał wprost do jej ucha, po czym bez zbędnych zawirowań wpił się w malinowe wargi.
Ramos oddawała pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny z uwagą i skupieniem. Uwielbiała muskać językiem jego usta, czuć bliskość faceta kochającego ją najbardziej na świecie. Wiele razy przekonała się, że miłość Meksykanina nie jest fałszywa. Chciał tylko i wyłącznie jej szczęścia. Jeśli znalazłaby je u boku innego mężczyzny, pogodziłby się z tym.
Brutalność ogarniająca ich w tamtej chwili stawała się nie do zniesienia. Siostra piłkarza delikatnie zacisnęła pięść na koszulce narzeczonego i odsunęła się, by złapać oddech.
- Naprawdę chcesz to zrobić na lotnisku? - zapytał gładząc ją po policzku.
- Powiem szczerze, że warto spróbować - zauważyła błysk w jego oczach i momentalnie się zaśmiała. - Ale nie dzisiaj, nie pięć dni przed Wigilią. Mama by mnie chyba zabiła.
- Przecież nie musi wiedzieć!
Andaluzyjka pokręciła głową robiąc krok w tył. Ujęła jego dłoń, po czym odwróciła się w stronę walizek.
- W Meksyku mogę się z tobą przespać nawet na stacji metra, w Hiszpanii panują trochę inne zasady. Jęki i piski dochodzące z zamkniętej kabiny nie są zbyt mile widziane - powiedziała ciągnął go w stronę wyjścia.
- Dziwny ten twój naród - mruknął Javier pod nosem z lekkim żalem. Mogła przynajmniej nie robić mu nadziei, teraz będzie musiał chodzić niespełniony do końca dnia, co zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszego uczucia w historii jego doświadczeń. Niestety Evelis często sprawiała mu podobne niespodzianki, więc w pewnym sensie zdążył się już przyzwyczaić. Co nie znaczy oczywiście, że to lubił!
Po mozolnej przeprawie przez tłum dotarli do celu. Na metalowej ławce stojącej
zaraz przed halą przylotów siedziała ciemnowłosa partnerka Sergio. Uśmiechnęła
się na ich widok i od razu wstała. Rubio zawsze była niezwykle pogodną osobą, uwielbiała pomagać, doradzać, w pewnym sensie były to jej pasje. Nic więc dziwnego, że piłkarz wybrał ją na matkę swojego synka. Ośmioletnia różnica wieku
nie stanowiła dla nich żadnej przeszkody, ważne było uczucie, którym się
obdarzali.
- Witaj w Hiszpanii - powiedziała po Andaluzyjsku biorąc w ramiona siostrę swojego chłopaka, która odwzajemniła ten gest z ogromną radością.
- Nie myślałam, że nauczysz się naszego akcentowania mamusiu - nie bez powodu Ramos przywitała ją właśnie takimi słowami.
- Witaj w Hiszpanii - powiedziała po Andaluzyjsku biorąc w ramiona siostrę swojego chłopaka, która odwzajemniła ten gest z ogromną radością.
- Nie myślałam, że nauczysz się naszego akcentowania mamusiu - nie bez powodu Ramos przywitała ją właśnie takimi słowami.
- Musiałam jakoś zaimponować Waszemu ojcu, ciężko jest się z nim dogadać po
normalnemu - zaśmiała się serdecznie puszczając towarzyszkę. - Ale wiesz, mamusiu jeszcze nikt do mnie nie woła. Chociaż nie mogę się doczekać tego pierwszego słowa z jego ust.
- Przyjdzie na to pora, sama się o tym przekonasz.
Javier odchrząknął. Zupełnie nie wiedział, co się dzieje wokół niego.
- Coś się stało kochanie? - spytała blondynka marszcząc brwi. Wyraźnie zapomniała o jednym małym szczególe, przez co Meksykanin dostał ostrego mózgopląsu. O ile coś takiego w ogóle istnieje.
- Co? Nie rozumiem... Mówiłaś, że bez problemu dogadam się z tutejszymi ludźmi - odparł nieco zmieszany. - I kompletnie nie wiem, co do mnie przed chwilą powiedziałaś.
Pilar zaśmiała się, a druga dziewczyna szybko skojarzyła fakty. Zwracanie się do Romero po Andaluzyjsku nie było zbyt trafionym pomysłem.
- Przepraszam skarbie, po prostu się zapomniałam - te słowa wypowiedziała po przerzuceniu się na standardowy Hiszpański. - Wszyscy tutaj mówią tak samo jak w Meksyku, więc nie musisz się obawiać. Czasami tylko inaczej wypowiadają niektóre słowa.
- Czasami?! Coś czuję, że zaliczę pewną niemiłą wpadkę...
- Z jej ojcem na pewno - wtrąciła się Rubio. - Chyba, że będziesz wiedział jak się przedstawić. Wtedy da Ci spokój.
Javier przełknął ślinę z goryczą, której nigdy wcześniej nie zakosztował. No to wpadł. Nigdy nawet nie słyszał tego języka, nie wspominając już o posługiwaniu się nim.
- Spokojnie, nauczymy Cię po drodze - oznajmiła Evelis z nadzieją, że to go chociaż trochę uspokoi.
Tak, miało tak być. W ostateczności chłopak spojrzał najpierw na jedną, później na drugą z przerażeniem. Nie tego się spodziewał. Ostatnią rzeczą, której w tej chwili pragnął były dziwne testy ze strony rodziców jego narzeczonej. Ale chyba nie miał wyboru, musiał wziąć to na klatę jak prawdziwy mężczyzna i pokazać, że ma jaja. Bynajmniej taki miał zamiar.
***
Jasność panująca na korytarzach marokańskiego hotelu momentami była nie do zniesienia. Piłkarzom przyzwyczajonym do pięciu stopni na minusie i śniegu zdobiącego ulice okolicznych miasteczek nie przypadło to do gustu. Nie mówiąc już o Tonim i Garecie pochodzących ze stron, w których po wyjściu z domu można było zamarznąć. Tutaj zwyczajnie tego nie było, opady atmosferyczne ograniczały się do deszczu. Każdemu po kolei brakowało zimowej atmosfery, na którą czekali cały rok, bo w Hiszpanii nie trwała długo. Miesiąc i koniec. Okazja na wsadzenie kogoś w zaspę znikała niczym piękna tęcza. A teraz brutalnie zabrano im pięć dni oznaczonych w kalendarzu białą gwiazdką.
Rodríguez zapukał do drzwi z numerem czterysta piętnaście, po czym wziął głęboki oddech. Stawanie twarzą w twarz z osobą, która mieszkała w tym pokoju nie należało do jego ulubionych czynności, jednak odmawianie Carletto także nie było w porządku. Zrobił dla nich zbyt wiele, by stawiać mu się z takich głupich powodów. Do tego zupełnie osobistych.
Klamka drgnęła i chwilę później na progu stanął kapitan los blancos z wyrazem zdziwienia. W końcu była cisza poobiednia, mało kto wychodził z pokoi w tym czasie. Mimo wszystko na widok kolegi z drużyny delikatnie się uśmiechnął i wpuścił go do środka. Wiedział, że może wyjść z tego niemała zadyma, ale nie umiał być nieżyczliwy.
- Jest Sergio? - spytał Jesé wyraźnie zmieszany.
Casillas spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem rysującym się na jego twarzy. Spojdziewał się wszystkiego, tylko nie tego.
- W łazience, zaraz powinien wyjść.
Stali dobrą chwilę czekając, aż Ramos zaszczyci ich swoją obecnością. Bramkarz mierzył wzrokiem towarzysza próbując odczytać, w jakich zamiarach się tutaj zjawił, jednak zupełnie mu to nie wychodziło. Ciemne oczy Hiszpana pozostały nieprzeniknione.
- Masz jakąś sprawę?
Dwudziestodwulatek zmarszczył delikatnie czoło. Przychodząc tu nie był przygotowany na coś podobnego. Zwykłe oznajmienie i już go nie ma. W ostateczności czuł się jak na przesłuchaniu.
- Carlo chciał go prosić na rozmowę w sprawie jutrzejszego finału - mruknął delikatnie zmieszany.
Cała trójka grała w jednej drużynie, w przyszłości prawdopodobnie będą dzielić także szatnię reprezentacyjną, a darli koty odkąd Rodríguez zjawił się na Santiago Bernabeu. Nikt nie wiedział, o co poszło, każdy starał się być bezstronny, jednak Iker jako wierny przyjaciel Andaluzyjczyka zwyczajnie nie potrafił zadawać się z obydwoma.
- W porządku - odparł Casillas siadając na fotelu stojącym przy oknie. Automatycznie zaproponował piłkarzowi to samo, jednak chwilę później zaprzestał wskazywania dłonią na mebel. Z łazienki wyszedł nie do końca suchy Sergio.
- Słyszałem, coś jeszcze? - syknął mierząc wzrokiem gościa.
Niby nie powinien traktować go w taki sposób, ale dla niego był zwyczajnym śmieciem. Nic niewartym gnojem, który zranił jego siostrę, a drugiej zrobił dziecko. Po prostu nie wyobrażał sobie przyjaźni z kimś takim. Nie umiał patrzeć na niego normalnie, od samego początku Jesé był kimś w rodzaju zwykłego znajomego. W niektórych przypadkach było to nawet za dużo powiedziane, bowiem między tą dwójką potrafiło dojść do naprawdę zaciętych potyczek słownych, które zwykle kończyły się tematem Danieli, Evelis i Miriam. Każdy miał tego dość, zapobieganie starciom na drodze Rodríguez - Ramos stało się ich obsesją, jednak nie zawsze było to możliwe. Tak ja w tamtej chwili, ponieważ akurat trener był wielkim zwolennikiem ich pogodzenia.
- Nic panie miły - odgryzł się najmłodszy. Nie miał zamiaru ruszać się z miejsca.
- Odezwał się.
- Nie rozumiem, ciągle żywisz urazę o to, co stało się pięć lat temu. Przecież mój związek z Evelis był wtedy przeszłością - zaczął napastnik. Jego oczy zmieniły się w szparki, ponieważ nie mógł znieść czegoś równie niesprawiedliwego. Bynajmniej w jego mniemaniu.
- Ale ją zraniłeś i idąc do łóżka z Miriam doskonale wiedziałeś, że tak będzie. To chyba powinno wszystko wyjaśnić.
- Albo i nie.
Iker wstał czując, że szykuje się grubsza afera. Nie mógł pozwolić, by doszło do rękoczynów.
- Czego ty niby oczekujesz?! - Ramos sprawiał wrażenie na maksa wkurzonego, jakby zaraz miał stracić kontrolę nad własnymi czynami. Co zdarzało się niestety dość często, nawet na boisku.
- Żebyś zrozumiał, że żadne z nas nie jest niczemu winne! Evelis była głupia myśląc, że tak po prostu do niej wrócę. Nic do niej nie czuję i te pięć lat temu też nie czułem - Jesé miał ochotę spoliczkować samego siebie za wygadywanie takich bzdur. Siostra stojącego przed nim stopera nigdy nie była mu obojętna, zawsze kochał ją całym sercem i to się raczej nie zmieni. Ale niestety coś mu wtedy odbiło.
- To po jaką cholerę wydzwaniałeś do niej i pieprzyłeś, że znów chcesz z nią być?!
- Nie chciałem kłótni, okej? - dwudziestodwuletni Hiszpan rozłożył ręce w obronnym geście, co tylko wzmocniło bulwers jego rozmówcy.
- Kurwa, widzisz to Iker?! Widzisz?! Weź mnie trzymaj, bo zaraz coś mu zrobię! - wydarł się Sergio wymachując dłońmi zaciśniętymi w pięści.
- Proszę bardzo! Może wreszcie załatwimy to po męsku! - warknął najmłodszy z obecnych pocierając kostki opuszkami palców. Andaluzyjczyk tylko zaśmiał się ironicznie.
- Dość tego! Wynocha, ale już! - krzyknął Casillas wskazując na wyjście. - I żebym Cię tu więcej nie widział!
- Ale... - Rodríguez był wyraźnie zdziwiony reakcją kapitana Królewskich. Wiedział, że za nim nie przepada, ale nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Lub jakkolwiek do niego podobny.
- Pierdole to, chyba coś powiedziałem, tak?! Mam nadzieję, że sam trafisz do drzwi.
Napastnik ulotnił się w mgnieniu oka wiedząc, że jest na straconej pozycji. Nigdy nie czuł się równie okropnie. Z niechęcią przyznawał, że Ramos miał rację. Zachowaniem przypominał totalnego dupka, a teraz musiał słuchać, jak dziewczyna jego marzeń ma zamiar wyjść za innego. I to go w tym wszystkim bolało najbardziej, że Evelis już nigdy nie będzie jego.
_______________
Tak bardzo świąteczny jest ten rozdział, prawda?;) Wszystko, co świąteczne opublikuję już po fakcie, ale mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe.
Ogólnie lubię to opowiadanie. Tak łatwo się je pisze, do tego jest Sergio♥ Real i KMŚ, juniorek (będzie). Zaraz za dużo zdradzę... W każdym bądź razie jeszcze raz Wesołej końcówki świąt i odpakowania takiego małego prezentu ode mnie. Coś o La Roja:
suenos-pisze.blogspot.com
A czytając to uśmiałam się jak nie wiem^^ Mofeta, Chorizo... ich pomysły są genialne! ♥ Kocham Xaviego za to, co tam wykombinował ;))
Dodając na koniec, te całe sypianie gdzie popadnie w Meksyku jest tylko i wyłącznie moim wymysłem, żeby później nie było xd
To do następnego ;**
Casillas spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem rysującym się na jego twarzy. Spojdziewał się wszystkiego, tylko nie tego.
- W łazience, zaraz powinien wyjść.
Stali dobrą chwilę czekając, aż Ramos zaszczyci ich swoją obecnością. Bramkarz mierzył wzrokiem towarzysza próbując odczytać, w jakich zamiarach się tutaj zjawił, jednak zupełnie mu to nie wychodziło. Ciemne oczy Hiszpana pozostały nieprzeniknione.
- Masz jakąś sprawę?
Dwudziestodwulatek zmarszczył delikatnie czoło. Przychodząc tu nie był przygotowany na coś podobnego. Zwykłe oznajmienie i już go nie ma. W ostateczności czuł się jak na przesłuchaniu.
- Carlo chciał go prosić na rozmowę w sprawie jutrzejszego finału - mruknął delikatnie zmieszany.
Cała trójka grała w jednej drużynie, w przyszłości prawdopodobnie będą dzielić także szatnię reprezentacyjną, a darli koty odkąd Rodríguez zjawił się na Santiago Bernabeu. Nikt nie wiedział, o co poszło, każdy starał się być bezstronny, jednak Iker jako wierny przyjaciel Andaluzyjczyka zwyczajnie nie potrafił zadawać się z obydwoma.
- W porządku - odparł Casillas siadając na fotelu stojącym przy oknie. Automatycznie zaproponował piłkarzowi to samo, jednak chwilę później zaprzestał wskazywania dłonią na mebel. Z łazienki wyszedł nie do końca suchy Sergio.
- Słyszałem, coś jeszcze? - syknął mierząc wzrokiem gościa.
Niby nie powinien traktować go w taki sposób, ale dla niego był zwyczajnym śmieciem. Nic niewartym gnojem, który zranił jego siostrę, a drugiej zrobił dziecko. Po prostu nie wyobrażał sobie przyjaźni z kimś takim. Nie umiał patrzeć na niego normalnie, od samego początku Jesé był kimś w rodzaju zwykłego znajomego. W niektórych przypadkach było to nawet za dużo powiedziane, bowiem między tą dwójką potrafiło dojść do naprawdę zaciętych potyczek słownych, które zwykle kończyły się tematem Danieli, Evelis i Miriam. Każdy miał tego dość, zapobieganie starciom na drodze Rodríguez - Ramos stało się ich obsesją, jednak nie zawsze było to możliwe. Tak ja w tamtej chwili, ponieważ akurat trener był wielkim zwolennikiem ich pogodzenia.
- Nic panie miły - odgryzł się najmłodszy. Nie miał zamiaru ruszać się z miejsca.
- Odezwał się.
- Nie rozumiem, ciągle żywisz urazę o to, co stało się pięć lat temu. Przecież mój związek z Evelis był wtedy przeszłością - zaczął napastnik. Jego oczy zmieniły się w szparki, ponieważ nie mógł znieść czegoś równie niesprawiedliwego. Bynajmniej w jego mniemaniu.
- Ale ją zraniłeś i idąc do łóżka z Miriam doskonale wiedziałeś, że tak będzie. To chyba powinno wszystko wyjaśnić.
- Albo i nie.
Iker wstał czując, że szykuje się grubsza afera. Nie mógł pozwolić, by doszło do rękoczynów.
- Czego ty niby oczekujesz?! - Ramos sprawiał wrażenie na maksa wkurzonego, jakby zaraz miał stracić kontrolę nad własnymi czynami. Co zdarzało się niestety dość często, nawet na boisku.
- Żebyś zrozumiał, że żadne z nas nie jest niczemu winne! Evelis była głupia myśląc, że tak po prostu do niej wrócę. Nic do niej nie czuję i te pięć lat temu też nie czułem - Jesé miał ochotę spoliczkować samego siebie za wygadywanie takich bzdur. Siostra stojącego przed nim stopera nigdy nie była mu obojętna, zawsze kochał ją całym sercem i to się raczej nie zmieni. Ale niestety coś mu wtedy odbiło.
- To po jaką cholerę wydzwaniałeś do niej i pieprzyłeś, że znów chcesz z nią być?!
- Nie chciałem kłótni, okej? - dwudziestodwuletni Hiszpan rozłożył ręce w obronnym geście, co tylko wzmocniło bulwers jego rozmówcy.
- Kurwa, widzisz to Iker?! Widzisz?! Weź mnie trzymaj, bo zaraz coś mu zrobię! - wydarł się Sergio wymachując dłońmi zaciśniętymi w pięści.
- Proszę bardzo! Może wreszcie załatwimy to po męsku! - warknął najmłodszy z obecnych pocierając kostki opuszkami palców. Andaluzyjczyk tylko zaśmiał się ironicznie.
- Dość tego! Wynocha, ale już! - krzyknął Casillas wskazując na wyjście. - I żebym Cię tu więcej nie widział!
- Ale... - Rodríguez był wyraźnie zdziwiony reakcją kapitana Królewskich. Wiedział, że za nim nie przepada, ale nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Lub jakkolwiek do niego podobny.
- Pierdole to, chyba coś powiedziałem, tak?! Mam nadzieję, że sam trafisz do drzwi.
Napastnik ulotnił się w mgnieniu oka wiedząc, że jest na straconej pozycji. Nigdy nie czuł się równie okropnie. Z niechęcią przyznawał, że Ramos miał rację. Zachowaniem przypominał totalnego dupka, a teraz musiał słuchać, jak dziewczyna jego marzeń ma zamiar wyjść za innego. I to go w tym wszystkim bolało najbardziej, że Evelis już nigdy nie będzie jego.
_______________
Tak bardzo świąteczny jest ten rozdział, prawda?;) Wszystko, co świąteczne opublikuję już po fakcie, ale mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe.
Ogólnie lubię to opowiadanie. Tak łatwo się je pisze, do tego jest Sergio♥ Real i KMŚ, juniorek (będzie). Zaraz za dużo zdradzę... W każdym bądź razie jeszcze raz Wesołej końcówki świąt i odpakowania takiego małego prezentu ode mnie. Coś o La Roja:
suenos-pisze.blogspot.com
A czytając to uśmiałam się jak nie wiem^^ Mofeta, Chorizo... ich pomysły są genialne! ♥ Kocham Xaviego za to, co tam wykombinował ;))
Dodając na koniec, te całe sypianie gdzie popadnie w Meksyku jest tylko i wyłącznie moim wymysłem, żeby później nie było xd
To do następnego ;**
Niech się oni spotkają podczas świąt! Jese i Eve!! I muszą do siebie wrócić, wyjaśnić wszystko i się pogodzić, pomimo tego, że chłopak jest ojcem jej siostrzenicy. A Javier jakoś sobie poradzi...
OdpowiedzUsuńTak czy siak, czekam na kolejny rozdział :)
Święta obowiązkowo będą spędzać razem. Ale wiesz, w Hiszpanii 28.12 jest takie piękne święto*-* Chytry uśmieszek... xd
UsuńDziękuję bardzo;)
Wrócę tu jeszcze
OdpowiedzUsuńJeju, oni po prostu muszą na siebie wpaść ( w sensie Jese i Evelis )! :D Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :*
OdpowiedzUsuńWpaść wpadną, tylko co z tego wyniknie nie wie nikt;)) Nie no ja wiem, ale nikomu nie zdradzę ;p
UsuńDziękuję za komentarz i całuję;*
Naprawdę nic szkodzi, że nie jest świąteczny. I tak jest cudowny (nie wiem, czy tym słowem być może ci zbytnio ocukrowałam twoje dzieło, ale dla mnie w sam raz).
OdpowiedzUsuńDobrze, że w KOŃCU całą rodziną - chyba - będą w komplecie już przed Wigilią. Sama z swojego krótkiego życiowego doświadczenia mogę powiedzieć, że pomimo wszystko ta wieczorna kolacja smakuje najlepiej, kiedy wszyscy moi bliscy siedzą przy jednym stole. I mam nadzieję, że będzie tak i tym razem. Obawiam się jednakże o przyszłe spotkanie Eve i Jese, od którego mogą pójść większe iskry niż za pierwszym razem. Na pewno coś szykujesz, tylko tak naprawdę jeszcze się nie domyśliłam, co. Zamierzam cię gnębić na GG, nie będzie zmiłuj. ;) Tak po za tym napisałam do ciebie wiadomość, tylko nie wiem, czy zauważyłaś. Ale wiesz, czego ono dotyczy.
Zdradziłaś mi niestety fakt, że Iker wystąpi w tym rozdziale. Ucieszyłam się bardzo, ponieważ przez ostatnie... miesiące bardzo go polubiłam. Tak samo jest z Sergio. I cieszę się, że trafiłam na bloga, który może mi przybliżyć Królewskich. Wracając jednak do naszego bramkarza i całej tej akcji w szatni... Kiedy czytałam pierwsze linijki spięcia na lini Ramos= Rodríguez wiedziałam, że może to zajść daleko i dla żadnego z nich nie może skończyć się to dobrze. Ale na szczęście Casilias zdążył zainterweniować i cała sytuacja skończyła się w miarę. Tak akurat. :)
I kolejny raz mam wyrzuty sumienia, że zamęczam cię moimi tasiemcami. Cóż, jednakże inaczej nie potrafię! :*
Jakimi tasiemcami? Kocham takie długie komentarze, naprawdę! Przynajmniej mogę dowiedzieć się co inni dokładnie uważają o moim opowiadaniu. A Twoje opinie zawsze są cudne;) Do tego niezmiernie cieszę się Twoimi chęciami do poznania Królewskich, ponieważ to naprawdę wspaniały klub, który jest wielką częścią mojego życia.
UsuńA i zapraszam do gnębienia na gg, teraz ja bd gnębić również Ciebie właśnie w tej sprawie, bo już się nakręciłam;D
Dziękuję za wszystko ;**
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńSergio jako przykładny braciszek za wszelką cenę chcący chronić siostrę - tak to widzę i jest to świetne :D Jese taki zły ,ciekawe co naprawdę chodzi mu po głowie.
Ach te języki ,dlaczego cały świat nie może mówić w jednym języku i wtedy nie byłoby problemu z rodzicami swoich wybranków/wybranek :D Za jaskiniowców pewnie mieli łatwiej :P
Pozdrawiaam :*
Sergio jest przykładnym braciszkiem i zawsze nim będzie. Przynajmniej tak mi się wydaje, no chyba, że coś mu strzeli do głowy;)
UsuńWiesz, ja to bym chciała, by na świecie panował jeden język - Hiszpański *-* O ile łatwiej by było! I o ile mniej nauki... Ale wtedy nie dostrzegałabym piękna tego języka, więc w sumie wszystko ma swoje plusy i minusy ;)
Również pozdrawiam! ;**
O rany.
OdpowiedzUsuńBoże.
Szczerze? Tego to się nie spodziewałam, naprawdę.
Ty mi tu wmawiasz, ze ja mam talent, a nie zauważasz własnego. Dziewczyno, jesteś genialna!
Sam pomysł, opisanie całej historii.. Boze, mistrzostwo świata :) mówię to całkiem szczerze.
Potrafisz pisać, bez wątpienia.
Uwielbiam Sergio jako dobrego mężczyznę, chcącego bronić swoją siostrzyczke. Ale jest i jednocześnie nerwowym bad boyem i takiego oczywiście również uwielbiam. Sergio nie da się nie lubić :))
Jese.. O matko.. Uwielbiam go jako piłkarza, jako człowieka. Ale w twoim opowiadaniu? Dupek. Nie potrafi przyznać się do swoich uczuć. Niestety.
Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. Czekam na kolejny rozdział.
życzę mnóstwo weny i pozdrawiam! ;*
Boże, skaczę z radości, że ktoś taki jak ty (utalentowany i genialny) napisał mi tak wspaniały komentarz! Naprawdę, nie wierzę, że zdecydowałaś się czytać moje opowiadanie, to takie wspaniałe uczucie. Wzorowałam się na Twoim stylu pisania tworząc każde opowiadanie, więc to naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! ;**
UsuńKażdy kocha Sergio, taka już jego natura ;))
Jej, cudny *_*
OdpowiedzUsuńJak się cieszę, że tu trafiłam ♥
Ojciec Evelis już mi jakoś do gusut nie przypadł :3
A co do Jese to powinien się wstydzić tego co zrobił, kocha jedną, dziecko robi drugiej, a mówi trzecie... Zachowanie Ikera mnie przeraziło, bo jednak mimo to, że jest przyjacielem Sergio (♥♥) to jako kapitan powinien spróbować przynajmniej załagodzić sytuację/atmosferę panującą pomiędzy Sergio, a Jese. Chociaż z drugiej strony to dobrze, że drą koty, bo caały czas się będzie coś działo :D
Masz nie zawieszać bloga i szybko dodać kolejny rozdział *_*
Zapraszam do siebie, komentarze mile widziane: http://why-are-you-avoiding-me.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Czy ktoś tutaj mówi o zawieszeniu bloga? ;o Ja już mam dwa następne rozdziały napisane;)) Więc nie ma mowy! Zresztą za bardzo go lubię, tak fajowo pisze mi się to opowiadanie.
UsuńDziękuję za wspaniały komentarz i postaram się coś kiedyś zostawić u Ciebie, ale nic nie obiecuję. Najlepiej będzie jak zostawisz link w zakładce spam, wtedy masz 80%, że u Ciebie zawitam z komentarzem;) A tak to po prostu nie chce mi się szukać po rozdziałach, czy ktoś mnie chciał czy nie;D
Również pozdrawiam!;**