Jasny śnieg wirował za oknem dodając uroku całej Andaluzji. W dzisiejszych czasach mało kto dostrzegał piękno zimy, większość standardowo narzekała na nią wspominając przy tym upalne lato, jednak dla Ramosów był to jeden z piękniejszych okresów w roku. Święta Bożego Narodzenia, lepienie bałwanów i bitwy na śnieżki kochało każde dziecko w ich rodzinie. Można powiedzieć, że bez tego typu zabaw nie potrafiłoby przeżyć.
Młoda blondynka zeszła po schodach przeczesując palcami pojedyncze pasma swoich włosów. Przelotnie spojrzała w ciemną szybę kominka, który funkcjonował bardzo rzadko, po czym uśmiechnęła się szeroko. Miała na sobie jasne jeansy i koszulkę los blancos z nazwiskiem brata na plecach. Uwielbiała zakładać biały trykot, nosić ich herb na piersi. Robiła to z dumą godną każdego prawdziwego madridisty, którym z całą pewnością była. Mruczenie pod nosem hymnu La Decimy czy płakanie po wielkich zwycięstwach towarzyszyło jej na każdym kroku. Nie raz wdawała się w potyczki słowne z kibicami Interu, Anderlechtu lub jeszcze innych drużyn, jednak zawsze na tym kończyła. Nie miała najmniejszego zamiaru oberwać czyjąś pięścią przez bronienie klubowych barw. Chociaż gdyby było to konieczne, oczywiście nie zawahałaby się nawet przez chwilę.
Nie tracąc zapału usiadła obok Javiera. Wtuliła się w niego ukazując, że kolejne ważne wydarzenie, jakim był mecz Realu Madryt chce przeżyć właśnie z nim. Romero bez zbędnych ceregieli objął ją w pasie, po czym delikatnie zapiął jeden guzik w koszulce ukochanej, by zasłonić jej dekolt. Zaśmiała się.
- No co, chcę bronić twojej intymności - odparł przesuwając kciukiem po dolnej wardze dziewczyny.
- Kochany jesteś. Tyle, że prócz mojego taty, brata i trzech szkrabów, dla których jestem ciocią nie ma tu żadnego innego mężczyzny - oznajmiła zatapiając się w ciemnych tęczówkach Meksykanina. Dzieliło ich ledwie parę milimetrów.
- To nie znaczy, że mogą patrzeć na twój biust.
Ramos uniosła brwi ku górze w geście rozbawienia.
- Którego i tak nie widać.
Delikatnie musnęła jego wargi swoimi, ale szybko skończyła tę czynność. Uwielbiała patrzeć na złość połączoną z pożądaniem malującą się na twarzy narzeczonego. Wyglądał wtedy naprawdę uroczo. On oczywiście chciał pogłębić pocałunek, jednak Evelis położyła mu dłoń na piersi chytrze się uśmiechając. Powoli pokręciła głową.
- Jesteś okropna! - wiele razy używał tych słów.
- A ty mimo wszystko mnie kochasz - powiedziała dotykając opuszkiem palca jego nosa.
- Najbardziej na świecie - szepnął przybliżając się do niej. Tak, w tej chwili chciała dać się ponieść namiętności. Mimo wszystko los pragnął czegoś zupełnie innego, bowiem w drzwiach stanęła zadowolona Rubio.
- Dobra zakochańce, może nie na oczach mojego syna? - zaśmiała się.
Andaluzyjka automatycznie spojrzała na chłopca. Jej oczy rozbłysły na widok maleńkiej śnieżnobiałej koszulki, w którą był ubrany i smoczka z herbem Królewskich. Ciemne włoski niemowlaka, zwykle ukryte pod czapką dzisiaj pozostały na widoku, a nóżki kopały powietrze szukając oporu.
- Wykapany tatuś, pójdzie w jego ślady - mruknęła dziewczyna wstając.
Wyciągnęła ręce w stronę Pilar. Uważając, by nie zrobić dziecku żadnej krzywdy, wzięła go na ręce i uśmiechnęła się.
- Będziesz najlepszym piłkarzem na świecie, prawda? - mruknęła w charakterystyczny sposób. Nigdy nie rozumiała, dlaczego ludzie seplenią zwracając się do małych dzieci, a sama nie umiała inaczej. Zwyczajnie wydawało jej się, że wtedy Sergio jest w stanie ją zrozumieć.
- Oczywiście, że tak - do pomieszczenia weszła Paqui z mężem u boku. - Do twarzy Ci z dzieckiem skarbie.
Evelis tylko wywróciła oczami wracając na stare miejsce. Doskonale wiedziała, co mama chce jej przekazać tymi słowami.
- Nie wymusisz na mnie kolejnego wnuka, na pewno nie teraz.
Każdy wiedział, że blondynka była jedynym bezdzietnym potomkiem Ramosów. Ich rodzicielka tysiąc razy sugerowała ciążę, chciała wreszcie zobaczyć szczęście na twarzy najmłodszej córki, jednak nigdy nie potrafiła postawić na swoim. Dziewczyna twardo obstawała przy wersji, że jeśli będzie chciała mieć dziecko, to się o nie postara. Tym bardziej, że za dziesięć miesięcy miała brać ślub, pociecha w takiej chwili tylko utrudniłaby ich życie.
- A ja bym chciała, żeby ciocia miała małego dzidziusia! - zawołała córka Rodrígueza siadając obok ośmioletniego Xaviera i jego o połowę młodszego brata - Nathana.
- Widzisz? Maluchy wiedzą, co dobre - zaśmiała się gospodyni domu zajmując miejsce przed telewizorem.
- Może wleszcie ulodziłaby się dziewczynka. Bo Selgio tylko nalobił mi nadziei - odparła spuszczając główkę. Niewymawiane przez nią 'r' dodawało pewnego uroku w sposobie mówienia, który preferowała.
Zaraz za dziećmi w salonie pojawiły się ostatnie dwie oczekiwane osoby - Rene i Miriam. Spojrzeli na siostrę z niezbyt miłymi emocjami, po czym usiedli jak najdalej się dało.
- Skarbie, chodź do mnie - Ramos skierowała te słowa do swojej córki, która jednak nie miała najmniejszego zamiaru ruszać się z miejsca.
- Chcę siedzieć obok cioci i Selgio! Wujek na pewno coś strzeli! - mruknęła z entuzjazmem charakterystycznym dla tak pogodnej dziewczynki.
Blondynka patrzyła na nią ze łzami w oczach. Za każdym razem, kiedy ją widziała czuła dokładnie to samo. Żal, zazdrość, odrzucenie. Marzyła, aby Daniela stała się jej córką, była gotowa cofnąć się w czasie i urodzić dziecko w wieku szesnastu lat, byleby tylko Jesé siedział teraz obok niej, przytulał ją. Mała sprawiała wrażenie trafionego połączenia wujka i ojca. Kolor włosów oraz oczy odziedziczyła po Sergio, za to jeśli chodzi o rysy twarzy, cały tata. I chyba dlatego każdy ją kochał, bo była osobą bezstronną, zawsze całym serduszkiem pragnącą dobra każdego dookoła, kimś, kto wprowadzał ciepło do ich domu. Pewnego rodzaju światełkiem w tunelu dającym nadzieję na zakończenie trwającej lata kłótni między rodzeństwem. Niestety nic nie wskazywało na takie zakończenie sprawy.
- W porządku - mruknęła Miriam. Nie podobało jej się to, ale nie miała nic do gadania. Wiedziała, że Daniela uwielbia Evelis, co w pewnym sensie sprawiało jej ból, którego nie chciałaby doświadczyć żadna matka.
Hiszpanka widząc, co się dzieje wokół schowała twarz w niezbyt gęstych włoskach juniora, który siedział jej na kolanach i z zaciekawieniem dotykał pierścionka zaręczynowego. Nie chciała sprawiać nikomu przykrości, a szczególnie własnej siostrze. Problemem był jednak fakt, iż to starsza z nich zraniła tą młodszą na początku. Więc teraz chyba nie powinna mieć żadnych pretensji w stronę blondynki. To ona uwiodła jej byłego chłopaka z nadzieją, że się w niej zakocha, ale wyszła z tego jedynie Daniela.
Uratował ich pierwszy gwizdek sędziego w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Partnerka Javiera podniosła głowę i szybko spojrzała na ekran. Zaczęła szukać słynnej madryckiej czwórki z nadzieją, że mimo wszystko się na niego nie natknie. Iker powiedział jej o mikronaderwaniu i mimo, że było maleńkie, to istniało. A wychodząc na murawę Andaluzyjczyk niestety ryzykował poważną kontuzją. Jej serce zamarło, kiedy Ramos dotknął piłki po raz pierwszy w tym spotkaniu i działo się tak za każdym razem, gdy brał udział w jakimkolwiek starciu. Dopiero po niezwykle efektownej główce zrozumiała, iż był to jeden z ważniejszych dni jego życia. Nie mógł przegapić ostatniego spotkania w Maroku, bo tak naprawdę on był podstawą tego sukcesu.
Kibice w białych trykotach wołający "Hala Madrid", machający flagami i szalikami, skaczący z podniecenia przed meczem ich ukochanej drużyny byli prawdziwym skarbem dla piłkarzy los blancos, niesamowicie ważnym wsparciem, które posiadały nieliczne drużyny na całym świecie. A tak wspaniałych sympatyków nie miał po prostu nikt! Każdy sportowiec tylko czekał, aż zaczną skandować jego imię, cieszyć się na widok zawodnika tak wielkiego klubu piłkarskiego. Ekipa z Hiszpanii czuła się jak u siebie, ludzie znajdujący się na trybunach w dużym przeważaniu chcieli wspierać Mistrza Europy, mało który sektor kibicował argentyńskiemu San Lorenzo.
Sergio wyszedł z szatni i skierował się ku wyjściu na murawę. Stanął po stronie Królewskich, po czym zaczął przybijać piątkę z każdym po kolej śmiejąc się co chwilę. Bliższym przyjaciołom takim jak Cristiano, Marcelo, Toni czy Isco dawał buziaka w policzek szepcząc słowa otuchy. W ich stronach był to normalny gest, nikt nie rozumiał, czemu na wschodzie uważano coś podobnego za objaw homoseksualizmu. Jak widać wiele sobie ze słów ludzi nie robili, ponieważ żaden nie miał najmniejszego zamiaru zrezygnować z tej tradycji. Za bardzo przypadła im do gustu, by nagle, w sumie bez powodu przejść na coś innego. I mogli się założyć, że równie mocno krytykowanego gdzie indziej.
- Wszystko w porządku? - spytał Iker zaraz po życzeniu sobie nawzajem powodzenia.
- Jeśli chodzi o nogę, tak - odparł Ramos wiążąc sznurowadła w spodenkach. Starał się nie patrzeć na osoby przemieszczające się z szatni w stronę ławki rezerwowych, jednak momentami nie umiał tego robić. Wiedział, że najmniej lubiany 'kolega' już dawno ukazał się kibicom, dlatego mógł sobie na to pozwolić. Czuł dziwną potrzebę wsparcia tych, którzy najprawdopodobniej przeżyją finał siedząc. Sam nie chciałby doznać czegoś takiego.
- Mógłbyś dać spokój chociaż na święta.
Hiszpan spojrzał na przyjaciela ze zdziwieniem. Nigdy nie myślał, że będzie za jego pogodzeniem się z Rodríguezem.
- Dobrze wiesz, że nie umiem. Tysiąc razy próbowałem mu wybaczyć i gie z tego wychodziło. Cały czas musiał pitolić o Evelis i Miriam.
- To bez sensu Sergio. Niszczysz sobie rodzinne chwile sprawą sprzed pięciu lat. Twoja siostra jest zaręczona i tak naprawdę roztrząsanie tego nie ma najmniejszego sensu. To tak jakbym ja miał uraz do Ciebie, bo cztery lata temu zamiast wybronić piłkę w meczu z United wpakowałeś ją do mojej bramki - Casillas gadał w swoim stylu. Zawsze chciał ukazać, że ma rację przywołując jakieś niezbyt powiązane z daną sytuacją wspomnienia.
Wicekapitan miał ogromną ochotę na ironiczne wywrócenie oczami. Na całe szczęście w ostatniej chwili utrzymał swoje pragnienia na wodzy, bo mógłby tym poważnie zrazić najlepszego przyjaciela na świecie.
- Okej, zastanowię się. A teraz już chodź.
Piłkarze wyszli na murawę zaraz po znaku od sędziego liniowego. Byli gotowi na dziewięćdziesiąt minut zaciętej walki, nie tylko i czystej gry w piłkę, ale także fauli. Mecze o najwyższą stawkę często kończyły się ogromną ilością kartek.
Z kolei Jesé oglądał całe zajście z ławki rezerwowych. Z niemałą zazdrością patrzył jak koledzy przybijają piątki zawodnikom argentyńskiej drużyny, później ustawiają się na swoich pozycjach czekając na pierwszy gwizdek, aż wreszcie zaczynają grać. Całym sercem chciał znaleźć się na boisku, towarzyszyć im i dawać z siebie wszystko, co najlepsze. Pokazać możliwie jak najwięcej, by zaklepać sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, które aktualnie oblegał Benzema. Cóż, kontuzja robi swoje, nie był w doskonałej formie i sam musiał to przyznać. Co nie znaczy, że nie liczył na zmianę, chyba każdy chciał wejść, by robić to, co kocha najbardziej. Nawet młody Medran powołany z Castilli.
Całe spotkanie było zacięte i brutalne. W ciągu piętnastu minut San Lorenzo zdążyło zapisać na swoim koncie dwie kartki, jednak Real szybko im odpowiedział. Rodríguez chytrze uśmiechnął się, gdy arbiter w dwudziestej-drugiej minucie pokazał żółty kartonik madryckiemu stoperowi. Zupełnie inne uczucia towarzyszyły mu, kiedy ta sama osoba po pięknie wykonanej główce i asyście Toniego Kroosa otworzyła wynik meczu. Hiszpan patrzył na brata matki jego dziecka z lekkim uśmiechem, przytulany przez każdego po kolei. Nie cieszył się, ale też nie mógł tego ukazywać. Chociaż pewien rodzaj euforii w nim gościł, w końcu nie tylko Ramos ma szanse na zostanie mistrzem świata. Odwzajemniał każdy uścisk, każde klepnięcie w plecy ukazując nie do końca fałszywe zadowolenie, które jednak zniknęło naprawdę szybko.
Sergio obiegł bramkę unosząc górną część trykotu. Pod spodem miał białą koszulkę, na której widniał pewien napis.
"Dla najważniejszych osób w moim życiu! Pilar, Sergio, Evelis - kocham was!"
Serce młodego piłkarza zabiło mocniej, a niechęć w stronę stopera urosła niezwykle mocno. Chciał krzyczeć, bić pięściami w co popadnie, najlepiej głowę strzelca bramki. Pragnął ulżyć własnym emocjom, dać im się ulotnić w możliwie jak najprostszy sposób, którego o dziwo najzwyczajniej w świecie nie było. Nie mógł uwierzyć, że Andaluzyjczyk zadedykował trafienie komuś, kogo kiedyś kochał. Bzura! Ona nadal znaczy dla niego naprawdę wiele. Bardzo chciałby, żeby siedziała na trybunach w jego koszulce, całowała po każdym zwycięstwie, pocieszała po porażce, obejmowała w gorszych chwilach i dzieliła z nim te lepsze, radosne dni. Niestety coś podobnego raczej nie będzie miało miejsca nawet w dalekiej przyszłości.
_______________
Lubię drugą część tego rozdziału;) Ogólnie wszystko, co związane z Sergio. Podoba mi się jego charakter. Ale tak naprawdę nie mi to oceniać, dlatego czekam na komentarze. Jak zawsze zresztą...;p
Trochę opisałam finał, chociaż pewnie i tak większość z Was go widziała. Wspaniały Ramos! I to jeszcze z Tonim do spółki! Tak, nadal się ekscytuję tym jakże pięknym dniem.
Ach no i pragnę zaprosić Was na opowiadanie o Langeraku, które tworzę wraz z wspaniałą Olivią Reus;)
http://solider-mitch-langerak-bvb.blogspot.com
Myślę, że przypadnie Wam do gustu.
Więcej do powiedzenia nie mam, tylko tyle, że mam nadzieję, iż się podoba;**
Nie tracąc zapału usiadła obok Javiera. Wtuliła się w niego ukazując, że kolejne ważne wydarzenie, jakim był mecz Realu Madryt chce przeżyć właśnie z nim. Romero bez zbędnych ceregieli objął ją w pasie, po czym delikatnie zapiął jeden guzik w koszulce ukochanej, by zasłonić jej dekolt. Zaśmiała się.
- No co, chcę bronić twojej intymności - odparł przesuwając kciukiem po dolnej wardze dziewczyny.
- Kochany jesteś. Tyle, że prócz mojego taty, brata i trzech szkrabów, dla których jestem ciocią nie ma tu żadnego innego mężczyzny - oznajmiła zatapiając się w ciemnych tęczówkach Meksykanina. Dzieliło ich ledwie parę milimetrów.
- To nie znaczy, że mogą patrzeć na twój biust.
Ramos uniosła brwi ku górze w geście rozbawienia.
- Którego i tak nie widać.
Delikatnie musnęła jego wargi swoimi, ale szybko skończyła tę czynność. Uwielbiała patrzeć na złość połączoną z pożądaniem malującą się na twarzy narzeczonego. Wyglądał wtedy naprawdę uroczo. On oczywiście chciał pogłębić pocałunek, jednak Evelis położyła mu dłoń na piersi chytrze się uśmiechając. Powoli pokręciła głową.
- Jesteś okropna! - wiele razy używał tych słów.
- A ty mimo wszystko mnie kochasz - powiedziała dotykając opuszkiem palca jego nosa.
- Najbardziej na świecie - szepnął przybliżając się do niej. Tak, w tej chwili chciała dać się ponieść namiętności. Mimo wszystko los pragnął czegoś zupełnie innego, bowiem w drzwiach stanęła zadowolona Rubio.
- Dobra zakochańce, może nie na oczach mojego syna? - zaśmiała się.
Andaluzyjka automatycznie spojrzała na chłopca. Jej oczy rozbłysły na widok maleńkiej śnieżnobiałej koszulki, w którą był ubrany i smoczka z herbem Królewskich. Ciemne włoski niemowlaka, zwykle ukryte pod czapką dzisiaj pozostały na widoku, a nóżki kopały powietrze szukając oporu.
- Wykapany tatuś, pójdzie w jego ślady - mruknęła dziewczyna wstając.
Wyciągnęła ręce w stronę Pilar. Uważając, by nie zrobić dziecku żadnej krzywdy, wzięła go na ręce i uśmiechnęła się.
- Będziesz najlepszym piłkarzem na świecie, prawda? - mruknęła w charakterystyczny sposób. Nigdy nie rozumiała, dlaczego ludzie seplenią zwracając się do małych dzieci, a sama nie umiała inaczej. Zwyczajnie wydawało jej się, że wtedy Sergio jest w stanie ją zrozumieć.
- Oczywiście, że tak - do pomieszczenia weszła Paqui z mężem u boku. - Do twarzy Ci z dzieckiem skarbie.
Evelis tylko wywróciła oczami wracając na stare miejsce. Doskonale wiedziała, co mama chce jej przekazać tymi słowami.
- Nie wymusisz na mnie kolejnego wnuka, na pewno nie teraz.
Każdy wiedział, że blondynka była jedynym bezdzietnym potomkiem Ramosów. Ich rodzicielka tysiąc razy sugerowała ciążę, chciała wreszcie zobaczyć szczęście na twarzy najmłodszej córki, jednak nigdy nie potrafiła postawić na swoim. Dziewczyna twardo obstawała przy wersji, że jeśli będzie chciała mieć dziecko, to się o nie postara. Tym bardziej, że za dziesięć miesięcy miała brać ślub, pociecha w takiej chwili tylko utrudniłaby ich życie.
- A ja bym chciała, żeby ciocia miała małego dzidziusia! - zawołała córka Rodrígueza siadając obok ośmioletniego Xaviera i jego o połowę młodszego brata - Nathana.
- Widzisz? Maluchy wiedzą, co dobre - zaśmiała się gospodyni domu zajmując miejsce przed telewizorem.
- Może wleszcie ulodziłaby się dziewczynka. Bo Selgio tylko nalobił mi nadziei - odparła spuszczając główkę. Niewymawiane przez nią 'r' dodawało pewnego uroku w sposobie mówienia, który preferowała.
Zaraz za dziećmi w salonie pojawiły się ostatnie dwie oczekiwane osoby - Rene i Miriam. Spojrzeli na siostrę z niezbyt miłymi emocjami, po czym usiedli jak najdalej się dało.
- Skarbie, chodź do mnie - Ramos skierowała te słowa do swojej córki, która jednak nie miała najmniejszego zamiaru ruszać się z miejsca.
- Chcę siedzieć obok cioci i Selgio! Wujek na pewno coś strzeli! - mruknęła z entuzjazmem charakterystycznym dla tak pogodnej dziewczynki.
Blondynka patrzyła na nią ze łzami w oczach. Za każdym razem, kiedy ją widziała czuła dokładnie to samo. Żal, zazdrość, odrzucenie. Marzyła, aby Daniela stała się jej córką, była gotowa cofnąć się w czasie i urodzić dziecko w wieku szesnastu lat, byleby tylko Jesé siedział teraz obok niej, przytulał ją. Mała sprawiała wrażenie trafionego połączenia wujka i ojca. Kolor włosów oraz oczy odziedziczyła po Sergio, za to jeśli chodzi o rysy twarzy, cały tata. I chyba dlatego każdy ją kochał, bo była osobą bezstronną, zawsze całym serduszkiem pragnącą dobra każdego dookoła, kimś, kto wprowadzał ciepło do ich domu. Pewnego rodzaju światełkiem w tunelu dającym nadzieję na zakończenie trwającej lata kłótni między rodzeństwem. Niestety nic nie wskazywało na takie zakończenie sprawy.
- W porządku - mruknęła Miriam. Nie podobało jej się to, ale nie miała nic do gadania. Wiedziała, że Daniela uwielbia Evelis, co w pewnym sensie sprawiało jej ból, którego nie chciałaby doświadczyć żadna matka.
Hiszpanka widząc, co się dzieje wokół schowała twarz w niezbyt gęstych włoskach juniora, który siedział jej na kolanach i z zaciekawieniem dotykał pierścionka zaręczynowego. Nie chciała sprawiać nikomu przykrości, a szczególnie własnej siostrze. Problemem był jednak fakt, iż to starsza z nich zraniła tą młodszą na początku. Więc teraz chyba nie powinna mieć żadnych pretensji w stronę blondynki. To ona uwiodła jej byłego chłopaka z nadzieją, że się w niej zakocha, ale wyszła z tego jedynie Daniela.
Uratował ich pierwszy gwizdek sędziego w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Partnerka Javiera podniosła głowę i szybko spojrzała na ekran. Zaczęła szukać słynnej madryckiej czwórki z nadzieją, że mimo wszystko się na niego nie natknie. Iker powiedział jej o mikronaderwaniu i mimo, że było maleńkie, to istniało. A wychodząc na murawę Andaluzyjczyk niestety ryzykował poważną kontuzją. Jej serce zamarło, kiedy Ramos dotknął piłki po raz pierwszy w tym spotkaniu i działo się tak za każdym razem, gdy brał udział w jakimkolwiek starciu. Dopiero po niezwykle efektownej główce zrozumiała, iż był to jeden z ważniejszych dni jego życia. Nie mógł przegapić ostatniego spotkania w Maroku, bo tak naprawdę on był podstawą tego sukcesu.
***
Kibice w białych trykotach wołający "Hala Madrid", machający flagami i szalikami, skaczący z podniecenia przed meczem ich ukochanej drużyny byli prawdziwym skarbem dla piłkarzy los blancos, niesamowicie ważnym wsparciem, które posiadały nieliczne drużyny na całym świecie. A tak wspaniałych sympatyków nie miał po prostu nikt! Każdy sportowiec tylko czekał, aż zaczną skandować jego imię, cieszyć się na widok zawodnika tak wielkiego klubu piłkarskiego. Ekipa z Hiszpanii czuła się jak u siebie, ludzie znajdujący się na trybunach w dużym przeważaniu chcieli wspierać Mistrza Europy, mało który sektor kibicował argentyńskiemu San Lorenzo.
Sergio wyszedł z szatni i skierował się ku wyjściu na murawę. Stanął po stronie Królewskich, po czym zaczął przybijać piątkę z każdym po kolej śmiejąc się co chwilę. Bliższym przyjaciołom takim jak Cristiano, Marcelo, Toni czy Isco dawał buziaka w policzek szepcząc słowa otuchy. W ich stronach był to normalny gest, nikt nie rozumiał, czemu na wschodzie uważano coś podobnego za objaw homoseksualizmu. Jak widać wiele sobie ze słów ludzi nie robili, ponieważ żaden nie miał najmniejszego zamiaru zrezygnować z tej tradycji. Za bardzo przypadła im do gustu, by nagle, w sumie bez powodu przejść na coś innego. I mogli się założyć, że równie mocno krytykowanego gdzie indziej.
- Wszystko w porządku? - spytał Iker zaraz po życzeniu sobie nawzajem powodzenia.
- Jeśli chodzi o nogę, tak - odparł Ramos wiążąc sznurowadła w spodenkach. Starał się nie patrzeć na osoby przemieszczające się z szatni w stronę ławki rezerwowych, jednak momentami nie umiał tego robić. Wiedział, że najmniej lubiany 'kolega' już dawno ukazał się kibicom, dlatego mógł sobie na to pozwolić. Czuł dziwną potrzebę wsparcia tych, którzy najprawdopodobniej przeżyją finał siedząc. Sam nie chciałby doznać czegoś takiego.
- Mógłbyś dać spokój chociaż na święta.
Hiszpan spojrzał na przyjaciela ze zdziwieniem. Nigdy nie myślał, że będzie za jego pogodzeniem się z Rodríguezem.
- Dobrze wiesz, że nie umiem. Tysiąc razy próbowałem mu wybaczyć i gie z tego wychodziło. Cały czas musiał pitolić o Evelis i Miriam.
- To bez sensu Sergio. Niszczysz sobie rodzinne chwile sprawą sprzed pięciu lat. Twoja siostra jest zaręczona i tak naprawdę roztrząsanie tego nie ma najmniejszego sensu. To tak jakbym ja miał uraz do Ciebie, bo cztery lata temu zamiast wybronić piłkę w meczu z United wpakowałeś ją do mojej bramki - Casillas gadał w swoim stylu. Zawsze chciał ukazać, że ma rację przywołując jakieś niezbyt powiązane z daną sytuacją wspomnienia.
Wicekapitan miał ogromną ochotę na ironiczne wywrócenie oczami. Na całe szczęście w ostatniej chwili utrzymał swoje pragnienia na wodzy, bo mógłby tym poważnie zrazić najlepszego przyjaciela na świecie.
- Okej, zastanowię się. A teraz już chodź.
Piłkarze wyszli na murawę zaraz po znaku od sędziego liniowego. Byli gotowi na dziewięćdziesiąt minut zaciętej walki, nie tylko i czystej gry w piłkę, ale także fauli. Mecze o najwyższą stawkę często kończyły się ogromną ilością kartek.
Z kolei Jesé oglądał całe zajście z ławki rezerwowych. Z niemałą zazdrością patrzył jak koledzy przybijają piątki zawodnikom argentyńskiej drużyny, później ustawiają się na swoich pozycjach czekając na pierwszy gwizdek, aż wreszcie zaczynają grać. Całym sercem chciał znaleźć się na boisku, towarzyszyć im i dawać z siebie wszystko, co najlepsze. Pokazać możliwie jak najwięcej, by zaklepać sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, które aktualnie oblegał Benzema. Cóż, kontuzja robi swoje, nie był w doskonałej formie i sam musiał to przyznać. Co nie znaczy, że nie liczył na zmianę, chyba każdy chciał wejść, by robić to, co kocha najbardziej. Nawet młody Medran powołany z Castilli.
Całe spotkanie było zacięte i brutalne. W ciągu piętnastu minut San Lorenzo zdążyło zapisać na swoim koncie dwie kartki, jednak Real szybko im odpowiedział. Rodríguez chytrze uśmiechnął się, gdy arbiter w dwudziestej-drugiej minucie pokazał żółty kartonik madryckiemu stoperowi. Zupełnie inne uczucia towarzyszyły mu, kiedy ta sama osoba po pięknie wykonanej główce i asyście Toniego Kroosa otworzyła wynik meczu. Hiszpan patrzył na brata matki jego dziecka z lekkim uśmiechem, przytulany przez każdego po kolei. Nie cieszył się, ale też nie mógł tego ukazywać. Chociaż pewien rodzaj euforii w nim gościł, w końcu nie tylko Ramos ma szanse na zostanie mistrzem świata. Odwzajemniał każdy uścisk, każde klepnięcie w plecy ukazując nie do końca fałszywe zadowolenie, które jednak zniknęło naprawdę szybko.
Sergio obiegł bramkę unosząc górną część trykotu. Pod spodem miał białą koszulkę, na której widniał pewien napis.
"Dla najważniejszych osób w moim życiu! Pilar, Sergio, Evelis - kocham was!"
Serce młodego piłkarza zabiło mocniej, a niechęć w stronę stopera urosła niezwykle mocno. Chciał krzyczeć, bić pięściami w co popadnie, najlepiej głowę strzelca bramki. Pragnął ulżyć własnym emocjom, dać im się ulotnić w możliwie jak najprostszy sposób, którego o dziwo najzwyczajniej w świecie nie było. Nie mógł uwierzyć, że Andaluzyjczyk zadedykował trafienie komuś, kogo kiedyś kochał. Bzura! Ona nadal znaczy dla niego naprawdę wiele. Bardzo chciałby, żeby siedziała na trybunach w jego koszulce, całowała po każdym zwycięstwie, pocieszała po porażce, obejmowała w gorszych chwilach i dzieliła z nim te lepsze, radosne dni. Niestety coś podobnego raczej nie będzie miało miejsca nawet w dalekiej przyszłości.
_______________
Lubię drugą część tego rozdziału;) Ogólnie wszystko, co związane z Sergio. Podoba mi się jego charakter. Ale tak naprawdę nie mi to oceniać, dlatego czekam na komentarze. Jak zawsze zresztą...;p
Trochę opisałam finał, chociaż pewnie i tak większość z Was go widziała. Wspaniały Ramos! I to jeszcze z Tonim do spółki! Tak, nadal się ekscytuję tym jakże pięknym dniem.
Ach no i pragnę zaprosić Was na opowiadanie o Langeraku, które tworzę wraz z wspaniałą Olivią Reus;)
http://solider-mitch-langerak-bvb.blogspot.com
Myślę, że przypadnie Wam do gustu.
Więcej do powiedzenia nie mam, tylko tyle, że mam nadzieję, iż się podoba;**